Jantar z mojej wyobraźni.

Jantar z mojej wyobraźni.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Podróż na sto stóp - recenzja filmu

   

PODRÓŻ NA STO STÓP - RECENZJA FILMU
produkcja:Indie, USA, Zjednoczone Emiraty Arabskie
premiera:8 sierpnia 2014 (Polska) 7 sierpnia 2014 (świat)
reżyseria:
scenariusz:




Podróż na sto stóp to lekkie kino obyczajowe w gwiazdorskiej obsadzie. W jednej z głównych ról zdobywczyni Oskara Helen Mirren, jako sou - szef jej kuchni, urocza  Charlotte Le Bon.
Jest to historia hinduskiej rodziny kucharzy, która na skutek nieszczęsliwych okoliczności emigruje do Europy. Wyruszają w podróż po krajach starego kontynentu w poszukiwaniu smaku. Bohaterowie zachwycają się smakami różnych naturalnych produktów. W drodze do Francji nagle psuje im się samochód, w pobliżu niewielkiego francuskiego miasteczka. Z pomocą przychodzi młoda Francuska, która udziela im pomocy i schronienia. Ten przypadek sprawia, że rodzina osiedla się na przeciwko ekskluzywnej restauracji oznaczonej gwiazdką Michelina, prowadzonej przez wytworną i wyniosłą Madame Mallory. Dystyngowana dama jest początkowo oburzona poczynaniami hinduskiej rodziny, która otwiera swoją restaurację visa a vis. Zabawne podchody nestora rodu i właścicielki znamienitego lokalu wprawiaja nas w lekki nastrój doprawiony dozą wyszukanych smaków i zapachów. Syn starego kucharza, Hassan, ma niezwykły talent do gotowania. Potrafi w magiczny sposób doprawiać dania aby uwieść najbardziej wyrafinowane podniebienie. Restauracja powoli zaczyna zdobywać okoliczną klientelę, co nie podoba się niektórym mieszkańcom miasteczka. Mimo przeciwności losu i niechęci Madame Mallory młody kucharz przyczynia się do rozkwitu rodzinnego interesu i swojej kariery kucharskiej. Gotując, wkłada w swoje dania nie tylko wiedzę ale i może przede wszystkim serce i wspomnienia. Jak sam mówi smaki przywołują wspomnienia. Hassana i Margueritę połączył początkowo przypadek, a później pasja gotowania i rywalizacja, żeby wreszcie osiągnąć apogeum we wspólnym uczuciu. Możnaby tutaj doszukać się odniesienia do znanego powiedzenia "przez żołądek do serca".
Osobiście nie polecam oglądania tego filmu z pustym żoładkiem. Malownicze i smakowite obrazy potraw pobudzają kubki smakowe i wzmagają wydzielanie soków żołądkowych. Niemal czujemy zapachy unoszące sie wokół bohaterów.
Film wyreżyserował twórca znanej nam "Czekolady". Tak jak i w swoim poprzednim filmie przedstawia nam magię i czar gotowania i degustowania wyrafinowanych potraw. Gotowanie to czary dla duszy.
Nasuwa się pytanie skąd wziął się tytuł filmu. Czy chodzi o podróż z Indii do Francji? Czy o podróż z kultury hinduskiej do europejskiej, czy też o symboliczną przeprowadzkę Hassana do restauracji Madame Mallory? Sto stóp to dosłownie trzydzieści kilka metrów. To odległość dzieląca obie restauracje, oba światy, obie kultury. Twórcy filmu namawiają nas na połączenie dwóch kultur, dwóch światów, dwóch serc i dusz.
Oglądając ten uroczy film musiałam kilka razy udać się do kuchni po przekąski. Zazdrościłam bohaterom smakowitych potraw i pasji do ich przygotowywania.

niedziela, 21 grudnia 2014

Bardzo poszukiwany człowiek - recenzja filmu

Bardzo poszukiwany człowiek
  1. Bardzo poszukiwany człowiek – brytyjsko-amerykańsko-niemiecki thriller szpiegowski z 2014 roku w reżyserii Antona Corbijna. Adaptacja powieści Johna le Carré pt: "Bardzo poszukiwany człowiek" z 2009 r. 
  2. Data premiery2014 
  3. Data premiery DVD4 listopada 2014 (Stany Zjednoczone)
  4. W Hamburgu pojawia tajemniczy Czeczen Issa Karpov, wzbudzając swoją osobą zainteresowanie niemieckiego kontrwywiadu. Zainteresowanie chłopakiem wzrasta, gdy ten zgłasza się do jednego z hamburskich banków po fortunę pozostawioną mu przez znienawidzonego ojca - rosyjskiego wojkowego promineneta. Co młody muzułamanin zamierza zrobić z milionami? Czy chce wydać fortunę na uciechy i zbytki czy wesprzeć terrorystyczną działalność dżihadystów? Aby się tego dowiedzieć Günther Bachmann (Philip Seymour Hoffman) szef jednostki antyterrorystycznej  musi zwerbować do pomocy młodą prawniczkę Annabel (Rachel McAdams) oraz bankiera(Willem Dafoe) . Mistrzowsko uknuta intryga ma doprowadzić do odkrycia ludzi stojących za Karpovem. Wszystko idzie po mysli Bachmana póki nie włącza się w akcję amerykański wywiad, który ma swoje plany wobec młodego muzułmanina i jego zwierzchników. Akcja filmu nie wbija w fotel swoją prędkością. Nie ma tu spektakularnych pościgów i strzelanin, za to są niesamowite psychologiczne zagrywki, Zawiłość intrygi przykuwa uwagę tak że , nie można doczekać się jej rozwiązania. A rozwiązanie okazuje się zaskakujące. Atmosfera filmu jest pełna tajemniczości i nieoczekiwanych przemyśleń. Zbudowany duszny, ponury klimat podkresla nutę zagadkowości.
  5. Kreacja stworzona przez Philipa Seymoura Hoffmana w przewrotny sposób przykuwa uwagę widza. Darmo szukać w nim cech brytyjskiego agenta wywiadu Jamesa Bonda. Bachmann jest ponurym, niechlujnym gościem palącym paierosy i popijającym drinki. W jego umysle rodzą się niesamowite pomysły i droga do ich realizacji. To ostatnia rola, jaką przed śmiercią zagrał ten wybitny aktor.Film jest wart obejrzenia ze względu na grę aktorską, fabułę i zaskakujące zakończenie.

środa, 26 listopada 2014

Żyjmy wiecznie- Adrian Saddler - recenzja

Adrian Saddler
Żyjmy wiecznie
Warszawska Firma Wydawnicza
564 stron
wydano w 2014r.

Muszę przyznać się od razu i bez bicia, że jest to jedna z książek, która czekała na swoją kolej najdłużej ze wszystkich jakie kiedykolwiek otrzymałam do recenzji. Na tą książkę trzeba mieć po prostu nastrój i to nie byle jaki. Jeśli czytaliście trylogię Greya i myślicie, że to było mocne to jesteście w ogromnym błędzie. Adrian Saddler zaproponował nam coś o wiele bardziej dosadnego a jednocześnie ociekającego seksem i pożądaniem na każdej niemal stronie książki. Albo trzeba lubić tego typu lekturę albo należy potraktować ją jak afrodyzjak i przeczytać kilka stron wieczorem i ...czekać na rozwój wypadków. Na pewno wzbogaci wasze życie erotyczne w taki albo inny sposób. Odbiór zależy od was.
Autor nadał swemu bohaterowi imię Adrian. Czy to przypadek czy rodzaj eksibicjonizmu? Jak daleko autor posunął się w nadaniu bohaterowi własnych cech i marzeń nie dowiemy się zapewne prędko. Chyba, że autor sam zdradzi nam tą tajemnicę przy okazji jakiegoś wywiadu.
Powieść jest debiutem tego człowieka o wielu pasjach. Jest inżynierem, muzykiem, gitarzystą, budowniczym łodzi, kibicem piłkarskim, ojcem, mężem  i piewcą seksapilu oraz zwolennikiem matriarchatu. Pisząc tę powieść stał się też pisarzem i to nie byle jakim. Obrazowym, plastycznym językiem opisuje sceny seksu, dając nam niewątpliwą okazję spojrzenia na sprawy alkowy z punktu widzenia mężczyzny. Niektórzy zostaną może wprawieni w zakłopotanie i konsternację, inni odnajdą tu byc może inspirację a jeszcze inni mogą poczuć zniesmaczenie. Wszystko zależy od tego czy lubimy czytać tego typu powieści czy nie. Niewątpliwie nie jest to książka dla wszystkich. Pragnę też zaznaczyć, że jest to pozycja dla dorosłych i to nie tylko wiekowo ale i emocjonalnie.
Autor opisuje w swej książce liczne podróże i liczne kobiety. Jest zafascynowany pięknem natury, do której zalicza również kobiety, jako element natury. Jest fetyszystą. Uwielbia damskie stopy.
Książki nie da sie przeczytać jednym tchem. Nie jest to tego typu literatura, która swą akcją wciąga, ale na pewno znajdzie wielu zagorzałych wielbicieli.
Nie jestem pruderyjną, starszą panią ale czytałam tą książkę i musiałam sobie robić dłuższe przerwy, bo nie jestem pewna co by się działo ze mną.
Nie jest to absolutnie wadą książki, ale jej jej zaletą. Jeśli autor chciał osiągnąć taki efekt u czytelników to mu się to dało w stu procentach. Gdybym miała napisać o czym jest książka, miałabym olbrzymi kłopot. Na pierwszy plan tak bardzo wysuwają się obrazowe sceny seksu, że przyćmiewaja treść powieści. To po prostu książka o zafascynowaniu mężczyzny kobietami. Pikaanteria, pikanteria, pikanteria. To taka papryczka chili naszego życia.
Zachęcam do przeczytania tego udanego erotycznego debiutu, wszystkich tych którzy lubią tego typu literaturę. Jest to powieść zarówno dla kobiet jak i dla mężczyzn.


Za możliwość zrecenzowania dziękuję portalowi Duzeka.pl



niedziela, 23 listopada 2014

Kotek. Wiersz

Kotek.

Był sobie kotek puszysty biały
Dzieci go chętnie często miziały
Lecz kotek prychał, stroszył pazurki
Nie pokochały go młynarza córki.

Pamiętaj człowieku duży i mały
Że kot to zwierz nad wyraz stały
Stały w uczuciach i wrażliwości
nie lubi zbyt nieproszonych gości.

Uszanuj jego humory, kaprysy
zostaw w spokoju jego wibrysy
a zyskasz w nim przyjaciela
wiernego do śmierci wielbiciela.

autor: Joanna Terka

Zatrzymać iskry - Grażyna Kamyszek - recenzja.

Zatrzymać iskry
Grażyna Kamyszek


Wydawnictwo:Literackie Białe Pióro
liczba stron: 206

Zanim napiszę kilka słów na temat książki, którą widzicie przed sobą, skorzystam ze streszczenia części pierwszej pt. Zobaczyć iskry, napisanej przez sama autorkę (cyt: Grażyna Kamyszek).
...Renata ma 29 lat. Z zawodu jest nauczycielką języka niemieckiego w jednym z liceów w małym prowincjonalnym miasteczku na Pomorzu. W wyniku likwidacji szkoły zasila szeregi bezrobotnych. Bezskutecznie usiłuje znaleźć pracę. Jej frustracja powoduje coraz częstsze zaglądanie do kieliszka. Rozstaje się ze swoim chłopakiem, a ciężka atmosfera w domu, którą podsyca ojciec, nie sprzyja jej rozchwianej psychice. Jedyną ostoją dla jej zszarganych nerwów jet przyjaciel,  Maciek. Tylko on ją rozumie i wspiera psychicznie. Jest on polonistą i  wprowadza przyjaciółkę w świat poezji, która może być lekiem na zło tego świata, on każe jej, w chwilach zwątpienia, pukać do drzwi kamienia, aby znaleźć wyciszenie,  i przede wszystkim siłę,  jaką posiadają głazy.
W akcie desperacji Renata decyduje się na wyjazd do Niemiec, konkretnie do Gelsenkirchen w Zagłębiu Ruhry, aby podjąć pracę jako opiekunka starszego pana, Martina. W dniu wyjazdu Maciek wręcza Renacie  kamień, który ma pełnić rolę talizmanu. Prosi ją także, aby kamień dosięgnął niemieckiego bruku wtedy, gdy Renata znajdzie szczęście w tym obcym kraju.
Pierwsze spotkanie z  podopiecznym ma bardzo burzliwy przebieg. Na widok dziewczyny, Martin reaguje bardzo emocjonalnie, odnajdując w niej swoją dawną miłość. Tworzy sobie świat iluzji. Nazywa Renatę Ryfką, widząc w niej Żydówkę, z którą kiedyś łączyły go bardzo mocne więzi. Renata przyzwyczaja się do swojego nowego imienia, chociaż bardzo ją drażni.Poznaje rehabilitanta, Thomasa, z którym po niedługim czasie, zwykła koleżeńska znajomość zamienia się w miłość. Po śmierci Martina Renata zostaje dziedziczką majątku, który notarialnie zapisał jej podopieczny. Po wielu rozterkach przyjmuje go, tym bardziej że jest w ciąży i oczekuje bliźniąt. Spełnia prośbę Maćka i rzuca kamieniem na niemieckim bruku, dostrzegając sens swojego życia w Niemczech. 
Na uwagę zasługuje galeria nietuzinkowych postaci, a wśród nich Eweliny i Basi, które są reprezentantkami polskiego piekiełka, Zuzy - ślicznej blondyneczki, której niewinność bije na odległość z "cherubinkowej twarzy ", Lizy - chłodnej, zdystansowanej pracodawczyni Renaty oraz babci Sadzikowej, żywiącej i pielęgnującej przez lata niechęć do Niemców.
Mam nadzieję, że te kilka słów napisane przez sama autorkę zachęci was do sięgniecia po pierwszą odsłonę losów Renaty.
Na samym początku powieści spotykamy ciężarną, młodą kobietę poszukującą czegoś na niemieckiej brukowanej uliczce. Okazuje sie , że Renata chce odnaleźć rzucony kamień aby odzyskać i znowu zobaczyć iskry. Czyżby będąc przy nadziei poszukuje sensu życia? Zaintrygowało mnie to, ale złozyłam to na karb humorów przyszłej mamy.Pewnego dnia dostaje niespodziewany prezent o d przyjaciela z Polski. Maciek przysyła jej olbrzymi głaz z tajemniczym napisem i sercem, który Renata ustawia w przedpokoju swojego domu. Napis prowokował do pukania do drzwi kamienia, co często czyniła. Wkrótce kobieta rodzi bliźnięta i doznaje szoku. Nie jest to szok poporodowy jak sądziła, ani choroba oczu, o którą się posądziła pod wpływem wysiłku porodu. Nic z tych rzeczy . Ku swemu niedowierzaniu jej nowo narodzone bliźnięta są czarnoskóre.
Po pierszym szoku uznaje tłumaczenia męza i lekarza, że zgodnie z teorią dziedziczenia jest to możliwe jeśli któreś z dziadków dzieci było czarnoskóre. A jak się okazał ojciec jej męża był ciemnoskórym afroamerykaninem. Zaintrygowani?
Opieka nad dwójką maleńkich dzieci to nie lada wyzwanie. Początkowo pomaga im opiekunka, która Renata szybko zwalnia, z powodu wyjątkowo niehigienicznego jej trybu życia i lenistwa. Życie zaczyna powoli układać sie i stabilizować, Ale jak to często w życiu bywa po burzy przychodzi słońce, a po słońcu znowu nadciągają chmury. Renata zauważa, że z jej najlepszym przyjacielem, który pozostał w Polsce dzieje sie coś niedobrego, że ukrywa on jakąs tajemnicę. Postanawia wrócić i sprawdzić co sie dzieje? Ale czy zdązy na czas?
Autorka podzieliła książkę jakoby na dwie części, pierwsza pogodna, nieco humorystyczna, czasami zabawna, druga zupełnie odmienna. Zobaczcie sami jaki wywoła to efekt podczas czytania ksiązki. Powieść napisana jest lekkim językiem, czyta sie ja bardzo szybko i przyjemnie. Treść intryguje i zachęca do tego by przewracać kolejne kartki. Problem z dobrą książką polega natym, że chce się ją jak najszybciej skończyć. A potem pozostaje pustka i żal, że tak nagle trzeba opuścic świat opowieści i wrócic do realiów. Blee.
Autorka potrafi nas wciągnąć w swój świat i zaintrygować tak, że chcielibyśmy dalej tam zostać i obserwować przebieg wydarzeń, a czasami wtargnąc do niego i krzyknąć coś w stylu.." Nie rób tego!"
Zachęcam do przeczytania zarówno tej  jak i pierwszej części powieści. Naprawdę warto.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Wydawnictwu Literackiemu Białe Pióro

















sobota, 22 listopada 2014

Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzanna. Agnieszka Lingas- Łoniewska - recenzja



Tytuł: Szukaj mnie wśród lawendy. Zuzana.  

Autor: Agnieszka Lingas- łoniewska
Wydawnictwo: Novae Res
Data wydania : październik 2014
ilość stron: 228

Kolejna powieść Agnieszki Lingas- Łoniewskiej rozpoczynająca trzecią trylogię autorki nie zaskoczyła. Po raz kolejny mamy do czynienia z porywającą opowieścią, od której nie można się oderwać i chciałoby sie jeszcze dużo więcej, a tu trzeba czekać kolejne kilka miesięcu na dalszy ciąg. Autorka z perfekcyjnie dużą swobodą wprowadza nas w świat tym razem, trzech sióstr. Dwie z nich są bliźniaczkami: Zuzanna i Zofia, a trzecia Gabrysia jest najmłodszą z rodziny Skotnickich. Trzy siostry, krew z krwi, tak podobne a jednocześnie tak odmienne. Zuzanna jest typowym korposzczurem, jak sama o sobie mówi. Nie ma partnera, dzieci  a nawet psa, bo ma pracę. Żyje aby pracować a nie pracuje żeby żyć. Całkowicie poświęca się pracy, jest obrzydliwie bogata, ale nie ma czasu na życie rodzinne. Z matką widuje się rzadko, z siostrami jeszcze rzadziej. Z zewnątrz jest zimną kobieta pozbawioną wszelkich skrupułów, ale pod tą maska skrywa zranione kiedyś serce.
Jej bliźniacza siostra Zofia jest typową kurą domową. Ma przystojnego męża Adam i dwoje dzieci Jacka i Agatę. Siostry nazywają ją kurzyskiem domowym. Zofia zajmuje się domem i wychowywaniem dwójki nastolatków. Jest w tym wszystkim bardzo samotna, ponieważ dzieci prowadzą już własne nastoletnie życia, a mąż jest zapracowanym przedsiębiorcą. Zapewne meandry jej życia poznamy bliżej w drugim tomie trylogii. Najmłodsza Gabrysia, która przed laty zakochała sie w przystojnym Chorwacie  Ivo, mieszka ze swoim synem właśnie w Chorwacji w uroczym zakątku świata na półwyspie pełnym piniowych drzew, oliwek, tamaryszków i lawendy- Peljesacu.
Porzucona najmłodsza Skotnicka przez swoją południową wielką miłość została w ciepłym kraju i rozkręciła własny interes. Otworzyła pensjonat i cieszyła się życiem z synem. To ona pewnego dnia wraz z mężem Zosi wpadła na doskonały pomysł, aby przy okazji organizowanego wyjazdu integracyjnego firmy Adama , sprowadzić na tydzień do Chorwacji swoje dwie zapracowane siostry. Zosia zgodziła się niemal natychmiast, ale z Zuzanną nie poszło tak łatwo. Jak zwykle nie mogła bo plany w pracy nie przewidywały odpoczynku pani dyrektor. Jednak gdy odmówiono jej spodziewanego awansu postanowiła przewartościować swoje życie i spotkać się z siostrami. Jednak już na lotnisku została powalona zbiegiem okoliczności. Wśród pracowników Adama wyjeżdżających na ich wspólny wyjazd znalazł sie ktoś, kogo nie spodziewała się już nigdy nie spotkać. Robert Jakubowski, niebieskooki mężczyzna poczuł, że odnalazł coś, co kiedyś dawno temu zgubił.
Co spotka siostry w chorwackim raju? Jak odmienią sie ich losy?
Na te pytania znajdziemy odpowiedzi czytając tę wspaniałą powieść, która porusza serca, pozostawiając nas w niedosycie.

Autorka jak zwykle zamieściła playlistę do każdego rozdziału, co uważam za doskonały, nowatorski pomysł. Aby zrozumieć tę innowacyjność wystarczy podczas czytania kolejnych rozdziałów włączyć sobie konkretny utwór. Podnosi to jakość odbioru tekstu, pozwala zbliżyć się do atmosfery tworzenia każdego z nich i poznania uczuć i emocji jakie towarzyszyły autorce podczas pracy nad tekstem. Jednocześnie mamy mozliwość pogłębienia własnych odczuć i emocji podczas lektury.
Początek trylogii budzi fantastyczne emocje, wprowadza nas w trzy różne światy, które łączą sie na chorwackim półwyspie.
Zachęcam do przeczytania wszystkich miłosników bardzo dobrej" babskiej" lektury, wielbicieli autorki i każdego kto ma ochotę na kilkugodzinną podróż do swiata lawendy.

Za możliwość zrecenzowania dziękuję portalowi Duzeka.pl



piątek, 7 listopada 2014

Wywiad z Piotrem Ferensem - pisarzem i kompozytorem

1.Kim jest Piotr Ferens?
Pisarzem, muzykiem, motocyklistą, lotnikiem. Słowem człowiekiem realizującym swoje życiowe pasje i cieszącym się każdym dniem.

2.Jak powstała powieść „Na krańcach luster”?
Któregoś dnia przyszedł mi do głowy pomysł o tym, jakby to było, gdyby przez lustra można było przejść. Co czekałoby na mnie po drugiej stronie zwierciadła? Kogo mógłbym spotkać? Jakie byłyby reperkusje takiego wydarzenia? To sprowokowało mnie, na wstępnym etapie, do napisania krótkiego opowiadania, a później do stworzenia pełnowymiarowej powieści.

3.Jest Pan człowiekiem wielu pasji, jak Pan o sobie mówi. Która z nich jest Panu najbliższa?
Ta, którą aktualnie się zajmuję. Nie stopniuję swoich pasji. Każda z nich ma swoje ważne miejsce w moim życiu. One ze sobą współistnieją i pozwalają mi cieszyć się nimi.

4. Co skłoniło Pana do napisania i wydania tej powieści?
Pierwsze próby pisarskie podjąłem w wieku piętnastu lat. I praktycznie od tamtej pory, z małymi czasowymi przerwami pisałem, pisałem i... pisałem. Chyba każdy twórca marzy o tym, aby jego książka zaistniała na fizycznym planie księgarskich półek. To swego rodzaju zwieńczenie całości dzieła i zdecydowanie szersza możliwość dotarcia ze swoim dziełem do innych czytelników.

5. Jaki jest Pana ulubiony gatunek literacki? Co czyta Pan, na co dzień?
Jestem miłośnikiem różności, zarówno, jeżeli chodzi o literaturę, jak i muzykę. Czytam kryminały, horrory, sensację, powieści historyczne, fantasy i science-fiction, biografie. Jeżeli książka jest ciekawa, to ją czytam. Oczywiście bywa, że czasami mam ochotę na jakiś konkretny gatunek literacki.

6.Jest Pan związany również z muzyką. Jaki miała ona wpływ na powieść?
Duży, wielki, ogromny! Utwory muzyczne to także opowieści, a jak wszyscy wiemy, bywają one - tak jak i same książki - bardzo różne. Po napisaniu powieści skomponowałem utwór pod tytułem "Lustra" mający być muzycznym opowiadaniem o mojej powieści. Chciałem nim połączyć dźwięki ze słowem, w klimacie odpowiadającym napisanej przeze mnie historii. Myślę, że mi się to udało.

7. Czy pisze Pan w innych gatunkach literackich? Jeśli tak, to, w jakich?
Generalnie lubię swoim pisaniem opowiadać historie ze wszech miar niesamowite. Takie, które zarówno zachwycają jak i przerażają. Ale zawsze na koniec, pozostawiają czytelnika w zamyśleniu nad tym wszystkim, co udało mi się przekazać na stronicach danej historii. Czasami przybierają one formę horroru, choć zawsze w zasadzie krążą w podobnym literackim obszarze, w której napisana została powieść "Na krańcach luster".

8. Jakie ma Pan plany na przyszłość? Pytam zarówno o życie literackie jak i prywatne.
Oczywiście nadal pisać i wydawać swoje kolejne powieści, a pomysłów mam, co najmniej na kilka wcieleń. Prywatnie, po prostu żyć szczęśliwie, podróżować razem z moją drugą połówką Beatką, a któregoś dnia kupić wraz bratem ultralekki samolot i bujać nim w przestworzach.

9. Ostatnio odbył Pan pierwsze spotkanie autorskie. Proszę opisać wrażenia, jakie Panu towarzyszyły.
Z początku byłem nieco zdenerwowany, ale atmosfera była bardzo przyjazna, a panie bibliotekarki bardzo pomocne i życzliwe. Uczestniczy dopisali, pytania były ciekawe, więc nie mogę narzekać. Tak więc wrażenie jakie odniosłem było ze wszech miar bardzo pozytywne. Szczerze mówiąc, to nie mogę doczekać się kolejnych spotkań tego typu.

10.Jakie to uczucie zobaczyć swoje dzieło w wersji wydawniczej?

Niesamowicie pozytywne! To coś o czym zawsze marzyłem i co w końcu udało mi się spełnić.




link do utworu Lustra autorstwa Piotra 
https://www.youtube.com/watch?v=1MgZNQPZOQg

Wywiad przeprowadziła Joanna Terka

Na krańcach luster - Piotr Ferens - recenzja

Autor: Piotr Ferens
Tytuł: Na krańcach luster
Wydawnictwo: Literackie Białe Pióro
Data wydania: 2014
Ilość stron: 495

     Przymierzając się do przeczytania powieści Piotra Ferensa " Na krańcach luster" nie miałam zbyt pozytywnego nastawienia. Obiło mi się o uszy, że jest to kryminał, czyli mój jeden z dwóch nieulubionych gatunków literackich. Prolog jednoznacznie wskazawał na potwierdzenie tej tezy. Przenosimy się na początek XX wieku do Paryża, gdzie seryjny morderca wybiera sobie  kolejną ofiarę. Załamałam się. Miałam ochotę odłożyć książkę i już nigdy do niej nie wracać. Jednak po jakimś czasie przełamałam się i zaczęłam czytać dalej, jakaś magiczna siła słów zaczęła mnie przyciągać do lektury. Zaintrygowała mnie również okładka. Co wspólnego mają ze sobą seryjny morderca z początku ubiegłego wieku  z lustrami i fortepianem? Już po kilku stronach pierwszego rozdziału przekonałam się, że mam do czynienia z czymś zgoła innym niż tradycyjny kryminał. Nazwałabym to raczej thrillerem sensacyjno - mistycznym. Od tego momentu nie mogłam oderwać sie od ksiązki aż do jej ostatniej strony. We właściwej części książki przenosimy się do współczesnego Paryża, gdzie w tajemniczych okolicznościach dochodzi do serii tajemniczych wydarzeń w rodzinie pewnego znanego kompozytora i pianisty. Początkowo zostaje on zaatakowany przez wspólpracownika nożem, wskutek czego ranny w prawą rękę, przeżywa dramat artysty, który być może nigdy już nie zagra na swoim ukochanym fortepianie. W kilka dni później dochodzi do tajemniczego zniknięcia jego ukochanej  żony, a w końcu do smierci samego artysty. Dziwne listy o tajemniczej treści sprowadzają do Paryża przyjaciela rodziny i głównego bohatera powieści Daniela, który wspólnie z dziennikarką próbuje rozwikłać tajemniczą zagadkę. Sprawę komplikuje fakt, że Daniel otrzymuje w spadku dom, w którym doszło do morderstwa. Para prowadzi  własne prywatne śledztwo, które doprowadza do tajemniczych i niewiarygodnych odkryć. Aż skóra cierpnie na grzbiecie.
Autor niezwykle barwnym językiem i sugestywnymi, plastycznymi opisami prowadzi nas na wycieczkę po Paryżu, podczas której odkrywa kolejne przerażające i tajemnicze fakty. Czujemy się jakbyśmy zwiedzali to piękne masto. Godna podkreślenia jest autentyczność opisów uliczek, kamienic, kawiarenek czy nekropolii, do czego zapewne doprowadził fakt, że Piotr Ferens osobiście zwiedził Paryż. Książka jest absolutnie doskonała. Zadowoli miłosników kryminałów, thrillerów i powieści mistycznych owianych dużą doza tajemniczości.
Na uwagę zasługuje  też sposób opisania muzyki. Jest niesamowity i niewątpliwie mógł powstać jedynie pod piórem człowieka, któremu nie jest ona obca. Okazuje się, że autor jestt nie tylko pisarzem, ale również muzykiem i kompozytorem.
 Powieśc "Na krańcach luster" jest debiutem powieściowym autora i miejmy nadzieję, że będziemy mieli okazję przeczytać jeszcze inne pozycje Piotra Ferensa. Warto zapamiętać to nazwisko, bo niewątpliwie stworzy on jeszcze niejedną niesamowitą opowieść.

Za możliwość przeczytania i zrecenzowania dziękuję Wydawnictwu Literackiemu Białe Pióro.


czwartek, 23 października 2014

Dzieciaki. Zwierzaki.- Michał Jankowiak - recenzja


Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 52
ISBN: 978-83-7805-491-7
Format:190x190

autor: Michał Jankowiak

Tytuł: Dzieciaki Zwierzaki


Michał Jankowiak – ur. w 1972 r., mieszka w Tychach. Z wykształcenia policjant, pracuje jako handlowiec. Gdyby nie lektura Tuwima i Brzechwy, nie zacząłby pisać dla dzieci. Jego ulubiony bohater literacki to Pan Samochodzik. Dzieciaki Zwierzaki to debiut książkowy autora.
Wpływ polskich klasyków poezji dziecięcej jest wyraźnie widoczny w tej zabawnej książeczce dla najmłodzych. Tomik zawiera kilkanaście wierszy, których bohaterami są różne zwierzęta. Spotkamy tu muchę, biedronkę, jeża czy kornika a także kreta, rybę,  mrówkę czy motyla.
Książka zaczyna się wierszowana przedmową:

Wszystkie dzieciaki
kochają zwierzaki.
Te, co skaczą i fruwają
co pełzają i fruwają.
Takie wielkie i malutkie,
i włochate, i gładziutkie.
Szczekające i miauczące
w sercach dzieci mieszkające.
Nazywaja je radością
swoją kochaną własnością.

Czy początek tego wierszyka- wstępu nie kojarzy wam się z czymś znajomym? Bo mnie owszem, z pewnym programem przyrodniczym, który był nadawany w telewizji polskiej jakiś czas temu. Nie wiem czy to celowy czy przypadkowy zabieg?
Pytanie też dlaczego autor sugeruje dzieciom, że zwierzęta są ich "własnością"?
Poza tymi kilkoma drobnymi zarzutami, książka sprawia ogólnie dobre wrażenie. Jest kolorowa i ciekawa. Opatrzona ilustracjami Kamila Dudzińskiego z pewnością przykuje uwagę każdego malucha. Dzieci dowiedzą się z każdego wierszyka czegoś o stylu życia każdego ze zwierzątek. Na przykład jak żarłoczny jest kornik, co je  jeż, jakie są zwyczaje żaby czy żuka.
Wiersze pisane są prostym językim, mają zgrabne rymy, które dzieci tak bardzo lubią. Są łatwe do nauczenia sie na pamięć. Mają zawartą w sobie naukę, czyli posiadają prawidłowe walory poznawcze.
Autor pisząc te wiersze sięgnął po starą szkołę dotarcia do najmłodszych czytelników. Nie szukał dziwacznych rymów ale obrał najprostszą z metod. Rymy aa, bb.
Zachęcam do przeczytania tej książeczki swoim dzieciom, na pewno będą zachwycone. Kolorystyka i zabawne rysunki dopełniają całość w jedna spójną i logiczną treść.

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję  portalowi DużeKa.pl


piątek, 5 września 2014

Wywiad z Michałem Matuszakiem- młodym , zdolnym

Wywiad z młodym pisarzem Michałem Matuszakiem autorem powieści "Na marginesie"


1.Jak narodził się pomysł na książkę "Na marginesie"?
- Z zamiarem napisania książki nosiłem się już od paru lat, ale ciągle dręczyło przekonanie o braku umiejętności. Wcześniej padały jakieś tam pochlebne opinie od bliskich, lecz to nie budowało takiej pewności siebie i wiary w powodzenie by odważyć się na poważne pisanie. Zaczęło się od pisania do szuflady, a gdy każde kolejne słowa przybierały sensowy obraz, ciężko było odmówić sobie spróbowania czegoś konkretniejszego. W międzyczasie przewinęło się wiele form pisania, teksty piosenek, wiersze, luźniejsze zapiski. Byle tylko gdzieś umieścić ten nawał myśli. „Na marginesie” jest pierwszym potomstwem spod mojego pióra. Tematyka skupiona na problemach społecznych zawsze mnie ciekawiła, począwszy od książek i filmów, na sytuacjach z życia wziętych skończywszy. Miałem do wykorzystania kilka historii, które wpasowywały się moje gusta, więc grzechem byłoby z nich nie skorzystać.

2. Czy Pan, jest w trakcie pisania innej książki?
- Tak, powoli sklejam zdania na nową powieść pt. „Odgrodzeni”, ciut przyjemniejszą w odbiorze, ale nadal trzymającą się blisko smutnej dziedziny społecznej. Głównym bohaterem jest mały chłopiec, zmagający się z problemem wyobcowania i samotności.


3. Czy pisząc, nadał Pan bohaterom  jakieś swoje cechy?
- Wiadomo, że pisząc faszeruje się bohaterów jakimiś swoimi cechami. Najprawdopodobniej ten najbardziej zbliżony cechami charakteru do autora jest tym najwspanialszym i jedynym przyzwoitym. He, he. W postaciach z „Na marginesie” na pewno można odnaleźć dużo moich cech, lecz rozsiane one są pojedynczo pośród wszystkich bohaterów. Żaden z nich nie jest moim kompletnym odwzorowaniem. Każdy mój bliski i znajomy mógłby się dopatrzeć nawiązania do siebie. Mocno inspirowałem się zwykłym życiem.


4. Gdyby miał Pan wybrać autora, jakiejkolwiek powieści, żeby wybrać się z nim na kawę, kto by to był?
- Wojciech Jagielski tworzy świetną literaturę faktu. Na pewno jest on jednym z wyborów. Bardzo doceniam za wszechstronność, świetne pióro i przede wszystkim za „Sto lat samotności” Gabriela Garcia Marqueza, ale dzisiaj już mniej po niego sięgam. Jednak za książkę „Moskwa – Pietuszki” prawdopodobnie wybrałbym Wieniedikta Jerofiejewa. Nigdy już chyba ta pozycja nie uleci mi z głowy i fajnie byłoby poznać kulisy jej powstania. Myślę, że  ten ostatni byłby moim wyborem.


5. Gdyby ktoś powiedział Panu 15 lat temu, że wyda Pan powieść, jaka byłaby Pana reakcja?
- 15 lat temu miałbym 10, więc pewnie pomyślałbym że ktoś plecie głupoty. Dziesięciolatkowi na pewno nie siedzą w głowie ambicje napisania książki, ale gdyby ktoś mi to powiedział 2 - 3 lata temu kiedy jeszcze moje pisanie było luźną zabawą i nie miało zamiaru się ujawnić, to bym nie uwierzył, ale jednocześnie bardzo cieszył, że uda mi się osiągnąć coś takiego.
 
6. Gdzie Pan najczęściej pisze?
- Pokój, laptop i cisza to mój azyl. W każdym innym miejscu ciężej mi się skupić. Najlepiej gdyby jeszcze nikogo nie było w pobliżu, bo najdrobniejszy hałas potrafi mnie rozkojarzyć.

7." Na marginesie" to powieść społeczna. Proszę nam opowiedzieć o czym jest książka i co oznacza termin "Społeczna"?
- „Na marginesie” skupia się przede wszystkim na dzielnicy nędzy. To ona jest jednym z bohaterów. Jej dogłębna analiza czyni właśnie z książki powieść społeczną czyli taką poruszającą się po zagadnieniach problemów codziennych, związanych ze społeczeństwem. Drugą kategorią bohaterów jest grupka dwudziestoparoletnich chłopaków, z których na pierwszy plan wybijają się losy ponurego, nieco depresyjnego Miecia i bardzo żywiołowego, ale także skłonnego do refleksji Ernesta. Reprezentują dwie odmienne postawy, lecz łączy ich element zaniedbania, dramatyczna obojętność na własne życie. „Na marginesie” w szerszej perspektywie opowiada o braku mentalnej gotowości do zmian, o lękach i słabościach które każdy z nas w sobie hoduje zamiast je zwalczać. To wygoda, tchórzostwo i niezdecydowanie nie pozwalają sforsować wewnętrznych ograniczników, które zazwyczaj stoją na przeszkodzie w drodze do spełnienia marzeń. Ilu będzie czytelników tyle będzie wniosków, gdyż „Na marginesie” pozostawia obszar do namysłu, do subiektywnych odczuć.

8. Moja ulubiona książka/seria to...
- Wspomniane „Moskwa – Pietuszki” to zdecydowanie moja książka. Ironiczny obraz pijanej Rosji ujęty w sposób perfekcyjny. Schlany intelektualista pozostawiony sam na sam z myślami musi stanowić ciekawą lekturę.

9.Jak by Pan zachęcił czytelników do czytania polskich powieści i w ogóle do czytania? Żeby zachęcić osoby do czytania?
- Polskie powieści na pewno mają tą przewagę nad zagranicznymi, że w większości akcja jest osadzona w naszych realiach, w naszej rzeczywistości i kulturze. Łatwiej jest utożsamić się z miejscem i bohaterem, który musi się zmagać z tą rzeczywistością, którą każdy z nas zna z dnia codziennego. Mnie to zawsze ujmuję, lubię czytać powieści z polskim miastem w tle. Dzisiejszy czytelnik to coraz bardziej zawężone elitarne grono, choć stabilne i twardo się trzymające. Jeśli ktoś nie czyta książek mając 30 lat, to już nie da się go zwerbować do grupy czytelników. Taki wiek z góry skazuje na niepowodzenie i nie chodzi że te lata są niewłaściwe, ale o to że jeśli ktoś przez tyle lat wcześniej nie czytał to już wyrobił w sobie nawyk „antyksiążkowy”. To co zaniedbane w tym przypadku już przepadło. Książkową propagandę trzeba rozpoczynać w szkole, bo młody rozum jest bardzo podatny na wyrabianie przyzwyczajeń.

10. Dziękuję za rozmowę.
Wywiad przeprowadziła Joanna Terka


niedziela, 31 sierpnia 2014

Wywiad udzielony Radiu Mazowsze i zdjęcia ze spotkań autorskich

Wiedźma z Podhala. Nie jestem już dzieckiem.- recenzja

;
 Tytuł: „Wiedźma z Podhala - Nie  jestem już dzieckiem”.

 autor: Luiza Dobrzyńska

Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie Białe Pióro
Ilość stron:228
Data premiery: 19 sierpień 2014


Powieść Luizy Dobrzyńskiej " Wiedźma z Podhala. Nie jestem już dzieckiem" jest kontynuacją wcześniejszej powieści "Jesteś na to zbyt młoda". Jako, że jest to jednak druga odsłona przygód młodej Edyty zwanej pieszczotliwie Edi, możnaby przypuszczać, że bez przeczytania pierwszej części się nie obejdzie. Nie jest to prawda, gdyż autorka zgrabnie wprowadza nas w aktualne i przeszłe życie czternastoletniej sieroty wychowywanej przez ciotkę Janinę i wujka Freda.  Dziewczyna straciła rodziców w katastrofie samolotowej i zamieszkała z wujostwem w niewielkiej wsi pod Krakowem, w Małej Świerkowej. Zorientowała się wkrótce, że wuj jest wampirem, a ciotka wiedźmą.

Ponieważ Krąg Janiny stracił jedną z Sióstr, zaczęła ona szukać zastępczyni, żeby móc dopełnić magicznego rytuału. Ponieważ nie mogła znaleźć nikogo odpowiedniego, a czas naglił, spróbowała zbadać możliwości siostrzenicy i odkryła, że jest ona bardzo uzdolniona, ale niestety za młoda na używanie magii. Edi ciężko odchorowała magiczna próbę i tylko dzięki zdolnościom ciotki zdołała wrócić do zdrowia.
Tak zaczyna się powieść Luizy Dobrzyńskiej i w tym momencie zaczynamy zagłębiać się i wtapiać w niesamowite środowisko, w którym zaczęła swoje nowe życie Edi i razem z bohaterką odkrywamy magiczny, owiany legendami świat, w którym żyje młoda wiedźma. Nagle zaczynają ożywać legendarne postaci z polskiej prasłowiańskiej historii magii. Poznajemy tu boginię Żywię, skrzaty, wiedźmy i wampiry, elfy, utopce, Łowców wilkołaków, praistoty, wierzbowe biesy, rusałki, mamuny, strzygi i zmory, driady i boginki, wampiry, nimfy, dziwożony, czarownice i wszelkie temu podobne istoty. Autorka w doskonały sposób ożywia legendarny świat cudownych i nadprzyrodzonych istot pochodzących wprost z naszej rodzimej baśniowości i legendarności. Dzięki bardzo plastycznym opisom wyglądu postaci możemy sobie wyobrazić jak też mogły wyglądać strzygi czy driady. 
Autorka w bardzo ciekawy i interesujący sposób miesza świat współczesny z naszymi rodzimymi legendami. Okazało się to świetnym i nietypowym pomysłem. Sięgnięcie do polskich legend stało się przyciągającym zabiegiem. Książka wciąga od pierwszej linijki i nie można się od niej oderwać. Nawet jeśli jesteśmy zmuszeni do przerwania czytania, cały czas świat Edi zaprząta nasze umysły. Luiza Dobrzyńska pisze bardzo swobodnym i przyjemnym językiem. Sądzę, że po książkę sięgną nie tylko miłośnicy fanty a raczej fantazji. To świetna rozrywka na zbliżające się jesienne popołudnia i wieczory. Polecam wszystkim.

 Za mozliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Literackiemu Białe Pióro.





środa, 27 sierpnia 2014

Anna Dworczyńska - Diety nie działają! Zmiana nawyków żywieniowych Tak. - recenzja

Tytuł: "Diety nie działają! Zmiana nawyków żywieniowych TAK!"

Autor:Anna Dworaczyńska

Wydawnictwo:Warszawska Firma Wydawnicza
Ilość stron:69
ISBN:978-83-8011-640-5
Data wydania:2014
"Diety nie działają! Zmiana nawyków żywieniowych TAK!" - to tytuł i  motyw przewodni książki Anny Dworaczyńskiej, pierwszej w Polsce dietetyczki – specjalistki od zmian nawyków żywieniowych.
Anna Dworczyńska dietetyk i specjalistka od zmian żywieniowych przedstawia czytelnikom swoją własną historię i motywację, która doprowadziła ją do decyzji o podjęciu zmiany trybu swojego życia.
Anna Dworaczyńska wyjaśnia czytelnikom, co doprowadziło ją do decyzji o podjęciu wyzwania, aby zmienić swoje życie oraz podpowiada, co zrobić, aby już nigdy nie być na diecie. Uświadamia, dlaczego nie warto poświęcać na niedziałające diety swojego czasu i zdrowia. Nie jest możliwe utrzymanie zdrowia i szczupłej sylwetki, dopóki nie zrozumiemy, w jaki sposób to, co jemy, wpływa na nasz organizm. Ogólnie trzeba zaprzyjaźnić się z tematem : Wiem co jem. Włączyć samoświadomość i kontrolować pochłaniane przez nas produkty. Musi być to przede wszystkim żywność nie przetworzona. Autorka przytacza historię swojej decyzji, dzięki której udało jej się w ciągu 10 lat schudnąć 25 kilogramów.  Dzięki temu  cieszy się zdrowiem, kondycją i szczupłą sylwetką. Nowy styl życia i zdrowe odżywianie sukcesywnie wdrażane przez dwa lata pozwoliły jej na realizację wielu marzeń na polu zawodowym, jak i prywatnym. Swoją pasją zajmuje się zawodowo i pomaga pacjentom w osiągnięciu tego, co jej udało się kilka lat wcześniej.
Anna Dworczyńska jest idealnym przykładem na to jak można i , że można samemu osiągnąć sukces na tym polu. Pokazuje nam drogę do sukcesu: czyli szczupłego, jędrnego ciała, zdrowia i dobrej kondycji. Nawyki żywieniowe wpływają przede wszystkim na zdrowe  i dłuższe życie pozbawione chorób tzw. cywilizacyjnych oraz powodują, że robimy się szczuplejsi i nie musimy ciągle liczyć kalorii i pilnować wagi. Należy jeść mądrze a nie traktować naszego żołądka jak worek na wszystko co nam wpadnie w oko. Autorka podkreśla też jak bardzo duży wpływ ma na nasze życie stres, ale o tym wszyscy doskonale wiemy. Podpowiada jak żyć bez stresu i dzięki temu zdrowo. Wyjaśnia nam także zagadkę dlaczego nie działają na nas wszystkich diety w jednakowy sposób i skąd bierze się efekt jo-jo. Będziecie zaskoczeni.
Dla mnie jest to swego rodzaju przewodnik duchowy przez trudne meandry współczesnego żywienia i stylu życia w obecnej cywilizacji i osiągnięcia stanu szczęścia i szczupłej, zdrowej sylwetki.

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Do wygrania "Niewidzialna Korona" konkurs


KONKURS
POLUB FP NA FB https://www.facebook.com/pages/Joanna-Terka-Powie%C5%9Bci/280882151981439
UDOSTĘPNIJ POST NA SWOJEJ STRONIE LUB BLOGU
nAPISZ POD POSTEM NA FB LUB BLOGU W KOMENTARZACH ODPOWIEDŹ NA PYTANIE: DLACZEGO POWINNIŚMY CZYTAĆ TWÓRCZOŚĆ POLSKICH PISARZY?

sobota, 23 sierpnia 2014

Zaproszenie do kina Helios w Piotrkowie Trybunalskim

28 sierpnia godz. 18:30 - zabierz przyjaciółkę, mamę, siostrę i baw się razem z nami. Tym razem pokaz odbędzie się wraz z filmem „Riwiera dla dwojga”.

Drogie Panie, jeśli potrzebujecie relaksu, odpoczynku oraz oderwania się od codziennych obowiązków tego dnia bądźcie razem z nami. Kino Kobiet to chwila wytchnienia, spędzona w doskonałym towarzystwie mamy, siostry lub przyjaciółki, to świetna zabawa oraz możliwość zdobycia wielu atrakcyjnych nagród!

Na sierpniowe spotkanie zapraszamy wszystkie miłośniczki dobrej książki. Gościem szczególnym Kina Kobiet będzie piotrkowska pisarka Joanna Terka, autorka powieści „Jantar i Słońce”.

Już od godziny 18:00 spotykamy się w holu kina.

wtorek, 19 sierpnia 2014

Nie lubię kotów - Katarzyna Zyskowska- Ignaciak - recenzja

 
Tytuł: Nie lubię kotów
Autor: Katrzyna Zyskowska – Ignaciak
Wydawnictwo: Nasza księgarnia
Data wydania : 2014
Ilość stron: 380
ISBN: 978-83-10-12628-3


„Nie lubię kotów”- cóż za przewrotny, intrygujący tytuł. I aby zrozumieć, jaki sens ma ten tytuł trzeba doczytać książkę niemal do ostatniej linijki. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu. Półtora dnia spędziłam w zupełnie innym świecie, świecie mi nieznanym dotąd. I było to fascynujące półtorej dnia. Z żalem zamknęłam książkę, kończąc czytanie, choć tu się trochę zawiodłam. Żadnych nadziei na dalszy ciąg.
Katarzyna Zyskowska- Ignaciak przedstawia nam życie sześciorga bohaterów, których losy splecione są w nierozerwalny sposób. Mamy tu Wojtka, pracownika międzynarodowej korporacji, który poświęca życie rodzinne dla kariery i wyjeżdża do pracy do Hamburga.  Straszliwie tęskni, lata samolotami do domu na każdy weekend, przeżywa ogromne rozterki, cierpi z powodu samotności i coraz bardziej wciągającej go pracy w korpo. Poznajemy jego historię z jego własnego punktu widzenia.
Kolejną bohaterka jest Karolina, przyjaciółka żony Wojtka – Maliny. Dziewczyna jest przytłoczona obowiązkiem opiekowania się śmiertelnie chorym ojcem, który w przeszłości był jej oparciem w życiu. Karolina staje przed trudnymi wyborami, najtrudniejszymi, jakie może sobie wyobrazić kobieta.
Daniel, brat Karoliny, bogaty, młody wilczek. Jest ambitnym prawnikiem, który uwielbia niezobowiązujący seks. Gnębi go głęboko skrywany żal do ojca, który zaprowadzi młodego człowieka na skraj przestępstwa.
Następna bohaterka, Dagmara, debiutująca pisarka, która napisała książkę inspirowaną własnymi dramatycznymi przeżyciami idzie na kompromis i po raz kolejny zostaje oszukana przez życie.
Konrad. Kochający syn, obowiązkowy i sumienny pracownik, czuły kochanek, który ma wszystko, a może nawet więcej niż wszystko, tylko nie jest tego świadom. Walczy z nałogiem, ale czy wygra?
Książkę klamrą zamyka opowieść o życiu Maliny, żony Wojtka. Kobieta cierpi z powodu rozłąki z mężem, który pracuje w międzynarodowej korporacji, Z powodu ciągłych obaw o zdradę męża popada w alkoholizm i przestaje sobie radzić z życiem. Wkraczamy w zawiłe meandry jej lekko pokręconej logiki. Kreuje się na idealną, pachnącą, zadbaną żonę, a jednocześnie nie umie sobie poradzić z rolą matki. Sięga po wspomagacze. Pogrąża się, opada na dno i nie wiadomo czy się od niego odbije.
Całą szóstkę spotykamy podczas jednego wydarzenia, promocji książki Dagmy. To tu i teraz rozwiążą się problemy ich wszystkich i każdego z osobna. Ale czy do końca?
Powieść jest bardzo interesującą charakterystyką psychologiczną pokolenia współczesnych trzydziestoparolatków, borykających się  z trudami współczesnego życia w stolicy, z ciągłym pędem za sławą, pieniędzmi i karierą zawodową. Ci młodzi ludzie mają luksusy, z których nie mają czasu korzystać, bo muszą przecież na nie pracować.
Katarzyna Zyskowska- Ignaciak stawia nas przed trudnym pytaniem: Żyjemy po to żeby pracować czy pracujemy po to żeby żyć?
Z okładki książki spoglądają na nas oczy kobiety. Tą kobietą może być każda z bohaterek powieści: Dagmara, Malina, Karolina. Pastelowe, rozmyte kolory są jak zycie bohaterek, ulotne, słabe. Myślę, że tą książkę powinni przeczytać wszyscy. Wszyscy ci młodzi, żeby przejrzeć się w niej jak w zwierciadle i zobaczyć swoje błędy i ci nieco starsi, aby zrozumieć, lub spróbować zrozumieć współczesnych młodych gniewnych, żyjących w świecie pozorów i iluzji, motających się w prawdziwym życiu jak ryby bez wody.
Doskonała książka, napisana bardzo lekkim, współczesnym językiem poruszająca bardzo współczesne problemy.




czwartek, 14 sierpnia 2014

Zapraszam do przeczytania wywiadu z poetą i pisarzem R.T. Czerniakiem



REDnaczka
    Wywiad z poetą Rudolfem Tadeuszem Czerniakiem
    Wywiad z pisarzem i poetą Rudolfem Tadeuszem Czerniakiem, autorem wierszy "Notatki niepokornej duszy"
    Rudolf Tadeusz Czerniak – skąd dwa imiona? Czy to jakaś tradycja rodzinna?

    RTCz – Jak zwykle w życiu bywa, jest to wynik kompromisu. Urodziłem się przed II wojną światową, kiedy bardzo popularne były filmy z Rudolfem Valentino, a sztandarowym symbolem walki o narodową niepodległość był Tadeusz Kościuszko. Chrzestna, która była artystką, proponowała  „Rudolf”, chrzestny zaś, jako zaangażowany patriota, proponował „Tadeusz”. Rodzice, nie chcąc żadnego urazić, wybrali kompromis i nadali mi dwa imiona, dając pierwszeństwo kobiecie. Po wojnie nie byłem zadowolony z tego Rudolfa, bowiem kojarzył się z hitlerowskimi dygnitarzami i koledzy oraz przypadkowi ludzie często mi o tym przypominali, co nie było przyjemne. Nawet imieniny obchodziłem na Tadeusza. Dzisiaj mi to minęło i z dwu imion jestem bardzo zadowolony, bowiem nikt mi tego Rudolfa już nie wypomina, a Internet wykazał, że w Polsce i na świecie, jest wielu ludzi o moim nazwisku i o tych samych, ale pojedynczych, imionach. Natomiast akurat w takim zestawie dwu imion jestem jedyny, niepowtarzalny i bardziej rozpoznawalny. 
      
    Ukazała się właśnie najnowsza pozycja z poezją satyryczną Pańskiego autorstwa pt. „Notatki niepokornej duszy”. Skąd taki tytuł i dlaczego akurat taki?

    RTCz – Ten tytuł wyraża charakter wierszy i autora. Wiersze pisałem jako notatki do przyszłych wspomnień. Były to notatki duszy, którą coś dotknęło, poruszyło, zabolało, wzbudziło emocje lub inne uczucia. Duszy, która miała własne zdanie i nigdy nie akceptowała zła i bezduszności. Notatki pisane prostym i delikatnym językiem, ale nieraz do bólu szczere. Niepokorne w stosunku do władzy i otaczającej rzeczywistości, wyrażające krytyczny stosunek do wszechobecnej głupoty i nieprawości, ale dostrzegające człowieka oraz faktyczne piękno uczuć i przyrody. Mimo, że wygląd mam łagodny, a moje zachowanie nie wzbudza specjalnych kontrowersji, to duszę miałem zawsze niepokorną i buntowniczą. Przez tę niepokorność dużo w życiu straciłem – ze studiów wzięto mnie w kamasze, miałem problemy  z zatwierdzaniem przez organy polityczne moich awansów, czy doświadczałem represji w stanie wojennym. Ale zachowałem własną osobowość i niezależność. 
     
    Jest to edycja kolekcjonerska. Co to znaczy?

    RTCz – Sam nie bardzo wiem. To wymyśliło  Wydawnictwo, zapewne dlatego, że poprosiłem, by to wydanie papierowe było pięknie zrobione, bowiem będzie przeznaczone dla przyjaciół.  I piękne jest. Za co Wydawnictwu „Białe Pióro” dziękuję, szczególnie Agnieszce i Ewie.

    Oprócz wierszy pisze Pan inne teksty? Jakie? Proszę nam opowiedzieć o swoich wcześniej napisanych i wydanych książkach.

    RTCz –  W czasie mojego dość długiego i burzliwego życia, obfitującego w chwile trudne oraz różne życiowe zakręty, nie myślałem o pisaniu. Nie miałem do tego żadnego przygotowania, ani wykształcenia. Nie  było też na to czasu. Pisanie książek wydawało mi się abstrakcją, która mnie nie dotyczy. Jednak jakąś tam wewnętrzną potrzebę pisania miałem, bo okazjonalnie swoje uczucia rzucałem na papier w formie krótkiego wiersza. Ale raczej jako notatki, by kiedyś było łatwiej wspominać, a nie udostępniać innym. M.in. dlatego były to wiersze proste, bez upiększeń językowych i wyszukanych metafor. Zawsze dotyczące konkretnych zdarzeń, uczuć, czy stanu ducha. Proza pojawiła się dopiero na emeryturze, kiedy z konieczności zaistniała potrzeba napisania czegoś dla innych.

    Debiutem były przeszło 10 lat temu, „Kamyki i ostańce” , opowieść o moim liceum i pierwszej Małej Ojczyźnie. A doszło do tego całkiem przypadkowo. Po zjeździe wychowanków mojego liceum, zauważyłem w broszurze zjazdowej mnóstwo błędów, głównie poprzekręcanych nazwisk, w tym także mojej siostry, czyli mojego nazwiska. Zdenerwowałem się tym i postanowiłem zrobić poprawny wykaz. Szybko się z tym uporałem i pomyślałem, że jakoś głupio publikować sam wykaz nazwisk. Zacząłem zbierać materiały i dopisywać historię Liceum i miejscowości.. Napisałem  350 stron. Książka została przyjęta początkowo z rezerwą, a później z dużym ciepłem i sympatią, tak że  niewielki nakład 1500 egz., sprzedał się w całości głównie na Lubelszczyźnie, bez reklam, sponsorów i promocji.    Jedną trzecią książki stanowiły opowieści wierszem. Niektóre z nich znalazły się teraz w „Notatkach . . .” 

    Później były dwie publikacje połączone z dużymi wystawami historyczno-fotograficznymi, pod tymi samymi tytułami  „Długi Kąt – okruchy historii ludzi i wioski z lat 1910-2010” oraz większa objętościowo i tematycznie „Były sobie OZNS-y, krótka historia z dziejów Oświęcimia, zapisana na fotografii”. Ta druga, to taka historia PRL-u, widziana przez pryzmat jednego zakładu pracy, ale sięgająca też czasów przedwojennych i okupacji. 

    W 2012 r. napisałem kilkanaście legend o swym rodzinnym Roztoczu. Dziewięć z tych legend zostało wydanych, wspólnie z innymi autorami, w pięknie wydanej książce p.t. „W krainie żurawiny i utopców”. Nakład 1000 egzemplarzy rozszedł się bardzo szybko. Ale drugiego wydania z różnych powodów w tej formie już nie będzie. 

    Który z rodzajów twórczości jest Panu najbliższy?

    RTCz – Zarówno poezja jak i proza potrzebne są każdemu piszącemu, podobnie jak w kalendarzu dni powszednie, niedziele i święta. Formy poetyckie są mi bardzo bliskie. Dają możliwość krótkiego i syntetycznego ujęcia większego tematu  oraz pełną swobodę w wyrażaniu uczuć, czy kształtowaniu i pobudzaniu wyobraźni, a ich rytmika jest uzewnętrznieniem muzyki tkwiącej w duszy. Zawsze kochałem śpiew i muzykę, pewnie jak większość ludzi. W marzeniach śpiewałem i grałem na gitarze. Ale w realu nie miałem ani słuchu muzycznego, ani odpowiedniego głosu. Gdy chciałem wstąpić do chóru, powiedziano mi, że mam dębowe uszy. Kiedy zacząłem czytać głośno wiersze, a były nimi akurat dostępne wtedy dla mnie tylko „Ballady i Romanse” Mickiewicza, wydawało mi się, że śpiewam, gram i unoszę się w powietrzu. W ten sposób rytmika wierszy stała się moją muzyką, a ich treść dawała pożywkę wyobraźni. Wyobraźni niezbyt wtedy skomplikowanej, na miarę moją i czytanych wierszy, ale zawsze.  Poezja, podobnie jak marzenia, była i jest dla mnie czymś niecodziennym i odświętnym. Czymś, co unosiło nieco wyżej i odrywało od zwykłych problemów i kłopotów, a nieraz stawało się lekiem na chwile trudne i samotność. Czasem na chandrę i ból. Także formą opisania uczuć lub zdziwienia bezsensem wielu spraw mnie otaczających. 

    Najpiękniejszą poezją jest jednak miłość. Jakże często poezją nieopisaną, tkwiącą gdzieś w chmurze wspomnień i marzeń. Miłość, nawet opisana zwykłą prozą, ale szczerze, czy  wyrażona spojrzeniem lub gestem, zawsze jest poezją. Poezją serca, duszy i intelektu człowieka.

    A proza? Powiedzenie „proza życia” jest najtrafniejszym jej określeniem. To opisywanie codzienności. A codzienność każdego człowieka i otaczającego go świata, jest inna. I podobnie jak ta codzienność, proza może być piękna, pełna uroku i wartości, z której inni mogą tak wiele czerpać, czy przynajmniej cieszyć się jej poznawaniem. Może też być spieprzona i denna, jak niejedno życie. Ale jest solą naszego poznawania i opisywania świata. Tak więc proza też jest mi bliska i niezbędna do opowiadania o codzienności oraz wydarzeniach świata realnego i mojej wyobraźni.

    Od jak dawna Pan pisze i czym według Pana  i dla Pana  jest pisanie?

    RTCz – Częściowo już odpowiedziałem na to pytanie wcześniej.  Jestem może nietypowy, ale  akurat nigdy nie przyszło mi do głowy by  zostać zawodowym literatem, czy utrzymywać się z pisania. Nie marzyłem też o pisarskiej sławie, ani nie pisałem opowiadań do szuflady, z wyjątkiem wierszy, które traktowałem jako osobiste zapiski. Było więc to moje pisanie robieniem notatek do wspomnień i dawaniem upustu uczuciom, by łatwiej  je wspominać, opowiedzieć przyjacielowi, czy zwyczajnie ulżyć sobie w chwilach trudnych. Z czystego przypadku zacząłem pisać prozą, ale też po to, by opowiedzieć koleżankom i kolegom o wspólnie przeżytych chwilach. A później już chciałem zachować pamięć, by opowiadać przyszłym pokoleniom o historii ich przodków. Nigdy nie pociągała mnie fantastyka, zapewne dlatego, że przeżyte trudne i skomplikowane zdarzenia prawdziwe, przysłoniły mi moją niewyrobioną i skromną pamięć baśniową. W dzieciństwie przeczytałem tylko jedną bajkę o Jasiu i Małgosi, nie licząc opowiadanych mi przez mamę, co nie wykształciło mi wyobraźni podobnej do obecnego pokolenia, którego dzieciństwo i młodość wypełnione jest ciekawymi i bardzo efektownymi, chociaż nie koniecznie prawdziwymi, książkami, filmami i tym podobną twórczością.  Nie ma się więc co dziwić, ze młodzi autorzy, dopiero wchodzący w życie i nie mający zbyt wiele życiowych przeżyć, doświadczeń i praktycznej wiedzy, najczęściej piszą opowiadania gatunku Fantasy, mając wyobraźnię rozbudzoną przez mnogość książek, filmów, gier i opowiadań o podobnej, baśniowej tematyce.

    Często korzysta Pan z nowoczesnych środków technologii, portali społecznościowych. Co sprawiło, że w tak dojrzałym wieku jest to Panu bliskie i pomocne? 

    RTCz – Całe życie układało mi się tak, że wyłączając miłość i przyjaźń, nic nie miałem za darmo i  musiałem walczyć o utrzymanie się na powierzchni, dostosowywać do zmieniających warunków. Najlepszą metodą na to było stałe dokształcanie się i bycie na bieżąco ze wszystkim co nas otacza. Także z technologią i techniką. I tak zostało do dzisiaj. Dzięki temu nie odczuwam presji wieku bardziej, niż młodsi o kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat. Najczęściej łatwiej mi jest porozumieć się z dużo młodszymi, czy nawet młodzieżą, niż z moimi rówieśnikami lub niewiele młodszymi starcami, których już niewiele interesuje. Mogę więc powiedzieć, że dzięki temu „byciu na bieżąco” psychicznie czuję się jeszcze dość młodo i zapominam o swoim wieku.

    Wbrew ogólnie panującemu mniemaniu, że poezji teraz nikt nie czyta, mam wrażenie , że przewrotnie Internet przyczynił się do rozpowszechnienia i promocji poezji. Co Pan o tym sądzi?

    RTCz – Nie śledzę tego na bieżąco, ale z logiki Internetu i zachowań młodych ludzi można wysnuć wniosek, że w tym natłoku i nadmiarze informacji oraz nieograniczonej dostępności wszelkiej twórczości, mniejsze formy, będące zamkniętą całością, są łatwiejsze do przeczytania, wysłuchania, czy obejrzenia, szczególnie na niewielkich mobilnych nośnikach. Wygodniej jest obejrzeć krótki teledysk, filmik, czy przeczytać wiersz, niż zmagać się z długim tekstem, czy oglądać np. operę. Szczególnie, kiedy się chce być na bieżąco z wieloma tematami, a czas goni. Stąd powodzenie króciutkich, często też niestety głupiutkich, filmików, tekstów i rysunków. A dla inteligentniejszych i wrażliwych także poezja, jeśli jest ciekawa. Kiedy przeczytany krótki wiersz zainteresuje czytelnika, to wcześniej, czy później sięga po więcej.

    Jakie ma Pan literackie plany na przyszłość?

    RTCz – Wiadomo, że każdy twórca wierzy, iż dzieło jego życie jest jeszcze przed nim. Ja też mam taką wiarę i pewien plan, którego realizacja może zająć rok lub dwa. Oczywiście proza. Ale nie chcę o tym mówić, bo nie  mogę zapewnić czy PKP (Pesel K. . . . Pesel) mi na to pozwoli.  A życie może  podrzuci też jakiś ciekawy temat do nowych wierszy.

    z poetą rozmawiała Joanna Terka