REDnaczka
14.08.2014, 13:35
Wywiad z poetą Rudolfem Tadeuszem Czerniakiem
Wywiad z pisarzem i poetą Rudolfem Tadeuszem Czerniakiem, autorem wierszy "Notatki niepokornej duszy"
Rudolf Tadeusz Czerniak – skąd dwa imiona? Czy to jakaś tradycja rodzinna?
RTCz – Jak zwykle w życiu bywa, jest to wynik kompromisu. Urodziłem się przed II wojną światową, kiedy bardzo popularne były filmy z Rudolfem Valentino, a sztandarowym symbolem walki o narodową niepodległość był Tadeusz Kościuszko. Chrzestna, która była artystką, proponowała „Rudolf”, chrzestny zaś, jako zaangażowany patriota, proponował „Tadeusz”. Rodzice, nie chcąc żadnego urazić, wybrali kompromis i nadali mi dwa imiona, dając pierwszeństwo kobiecie. Po wojnie nie byłem zadowolony z tego Rudolfa, bowiem kojarzył się z hitlerowskimi dygnitarzami i koledzy oraz przypadkowi ludzie często mi o tym przypominali, co nie było przyjemne. Nawet imieniny obchodziłem na Tadeusza. Dzisiaj mi to minęło i z dwu imion jestem bardzo zadowolony, bowiem nikt mi tego Rudolfa już nie wypomina, a Internet wykazał, że w Polsce i na świecie, jest wielu ludzi o moim nazwisku i o tych samych, ale pojedynczych, imionach. Natomiast akurat w takim zestawie dwu imion jestem jedyny, niepowtarzalny i bardziej rozpoznawalny.
Ukazała się właśnie najnowsza pozycja z poezją satyryczną Pańskiego autorstwa pt. „Notatki niepokornej duszy”. Skąd taki tytuł i dlaczego akurat taki?
RTCz – Ten tytuł wyraża charakter wierszy i autora. Wiersze pisałem jako notatki do przyszłych wspomnień. Były to notatki duszy, którą coś dotknęło, poruszyło, zabolało, wzbudziło emocje lub inne uczucia. Duszy, która miała własne zdanie i nigdy nie akceptowała zła i bezduszności. Notatki pisane prostym i delikatnym językiem, ale nieraz do bólu szczere. Niepokorne w stosunku do władzy i otaczającej rzeczywistości, wyrażające krytyczny stosunek do wszechobecnej głupoty i nieprawości, ale dostrzegające człowieka oraz faktyczne piękno uczuć i przyrody. Mimo, że wygląd mam łagodny, a moje zachowanie nie wzbudza specjalnych kontrowersji, to duszę miałem zawsze niepokorną i buntowniczą. Przez tę niepokorność dużo w życiu straciłem – ze studiów wzięto mnie w kamasze, miałem problemy z zatwierdzaniem przez organy polityczne moich awansów, czy doświadczałem represji w stanie wojennym. Ale zachowałem własną osobowość i niezależność.
Jest to edycja kolekcjonerska. Co to znaczy?
RTCz – Sam nie bardzo wiem. To wymyśliło Wydawnictwo, zapewne dlatego, że poprosiłem, by to wydanie papierowe było pięknie zrobione, bowiem będzie przeznaczone dla przyjaciół. I piękne jest. Za co Wydawnictwu „Białe Pióro” dziękuję, szczególnie Agnieszce i Ewie.
Oprócz wierszy pisze Pan inne teksty? Jakie? Proszę nam opowiedzieć o swoich wcześniej napisanych i wydanych książkach.
RTCz – W czasie mojego dość długiego i burzliwego życia, obfitującego w chwile trudne oraz różne życiowe zakręty, nie myślałem o pisaniu. Nie miałem do tego żadnego przygotowania, ani wykształcenia. Nie było też na to czasu. Pisanie książek wydawało mi się abstrakcją, która mnie nie dotyczy. Jednak jakąś tam wewnętrzną potrzebę pisania miałem, bo okazjonalnie swoje uczucia rzucałem na papier w formie krótkiego wiersza. Ale raczej jako notatki, by kiedyś było łatwiej wspominać, a nie udostępniać innym. M.in. dlatego były to wiersze proste, bez upiększeń językowych i wyszukanych metafor. Zawsze dotyczące konkretnych zdarzeń, uczuć, czy stanu ducha. Proza pojawiła się dopiero na emeryturze, kiedy z konieczności zaistniała potrzeba napisania czegoś dla innych.
Debiutem były przeszło 10 lat temu, „Kamyki i ostańce” , opowieść o moim liceum i pierwszej Małej Ojczyźnie. A doszło do tego całkiem przypadkowo. Po zjeździe wychowanków mojego liceum, zauważyłem w broszurze zjazdowej mnóstwo błędów, głównie poprzekręcanych nazwisk, w tym także mojej siostry, czyli mojego nazwiska. Zdenerwowałem się tym i postanowiłem zrobić poprawny wykaz. Szybko się z tym uporałem i pomyślałem, że jakoś głupio publikować sam wykaz nazwisk. Zacząłem zbierać materiały i dopisywać historię Liceum i miejscowości.. Napisałem 350 stron. Książka została przyjęta początkowo z rezerwą, a później z dużym ciepłem i sympatią, tak że niewielki nakład 1500 egz., sprzedał się w całości głównie na Lubelszczyźnie, bez reklam, sponsorów i promocji. Jedną trzecią książki stanowiły opowieści wierszem. Niektóre z nich znalazły się teraz w „Notatkach . . .”
Później były dwie publikacje połączone z dużymi wystawami historyczno-fotograficznymi, pod tymi samymi tytułami „Długi Kąt – okruchy historii ludzi i wioski z lat 1910-2010” oraz większa objętościowo i tematycznie „Były sobie OZNS-y, krótka historia z dziejów Oświęcimia, zapisana na fotografii”. Ta druga, to taka historia PRL-u, widziana przez pryzmat jednego zakładu pracy, ale sięgająca też czasów przedwojennych i okupacji.
W 2012 r. napisałem kilkanaście legend o swym rodzinnym Roztoczu. Dziewięć z tych legend zostało wydanych, wspólnie z innymi autorami, w pięknie wydanej książce p.t. „W krainie żurawiny i utopców”. Nakład 1000 egzemplarzy rozszedł się bardzo szybko. Ale drugiego wydania z różnych powodów w tej formie już nie będzie.
Który z rodzajów twórczości jest Panu najbliższy?
RTCz – Zarówno poezja jak i proza potrzebne są każdemu piszącemu, podobnie jak w kalendarzu dni powszednie, niedziele i święta. Formy poetyckie są mi bardzo bliskie. Dają możliwość krótkiego i syntetycznego ujęcia większego tematu oraz pełną swobodę w wyrażaniu uczuć, czy kształtowaniu i pobudzaniu wyobraźni, a ich rytmika jest uzewnętrznieniem muzyki tkwiącej w duszy. Zawsze kochałem śpiew i muzykę, pewnie jak większość ludzi. W marzeniach śpiewałem i grałem na gitarze. Ale w realu nie miałem ani słuchu muzycznego, ani odpowiedniego głosu. Gdy chciałem wstąpić do chóru, powiedziano mi, że mam dębowe uszy. Kiedy zacząłem czytać głośno wiersze, a były nimi akurat dostępne wtedy dla mnie tylko „Ballady i Romanse” Mickiewicza, wydawało mi się, że śpiewam, gram i unoszę się w powietrzu. W ten sposób rytmika wierszy stała się moją muzyką, a ich treść dawała pożywkę wyobraźni. Wyobraźni niezbyt wtedy skomplikowanej, na miarę moją i czytanych wierszy, ale zawsze. Poezja, podobnie jak marzenia, była i jest dla mnie czymś niecodziennym i odświętnym. Czymś, co unosiło nieco wyżej i odrywało od zwykłych problemów i kłopotów, a nieraz stawało się lekiem na chwile trudne i samotność. Czasem na chandrę i ból. Także formą opisania uczuć lub zdziwienia bezsensem wielu spraw mnie otaczających.
Najpiękniejszą poezją jest jednak miłość. Jakże często poezją nieopisaną, tkwiącą gdzieś w chmurze wspomnień i marzeń. Miłość, nawet opisana zwykłą prozą, ale szczerze, czy wyrażona spojrzeniem lub gestem, zawsze jest poezją. Poezją serca, duszy i intelektu człowieka.
A proza? Powiedzenie „proza życia” jest najtrafniejszym jej określeniem. To opisywanie codzienności. A codzienność każdego człowieka i otaczającego go świata, jest inna. I podobnie jak ta codzienność, proza może być piękna, pełna uroku i wartości, z której inni mogą tak wiele czerpać, czy przynajmniej cieszyć się jej poznawaniem. Może też być spieprzona i denna, jak niejedno życie. Ale jest solą naszego poznawania i opisywania świata. Tak więc proza też jest mi bliska i niezbędna do opowiadania o codzienności oraz wydarzeniach świata realnego i mojej wyobraźni.
Od jak dawna Pan pisze i czym według Pana i dla Pana jest pisanie?
RTCz – Częściowo już odpowiedziałem na to pytanie wcześniej. Jestem może nietypowy, ale akurat nigdy nie przyszło mi do głowy by zostać zawodowym literatem, czy utrzymywać się z pisania. Nie marzyłem też o pisarskiej sławie, ani nie pisałem opowiadań do szuflady, z wyjątkiem wierszy, które traktowałem jako osobiste zapiski. Było więc to moje pisanie robieniem notatek do wspomnień i dawaniem upustu uczuciom, by łatwiej je wspominać, opowiedzieć przyjacielowi, czy zwyczajnie ulżyć sobie w chwilach trudnych. Z czystego przypadku zacząłem pisać prozą, ale też po to, by opowiedzieć koleżankom i kolegom o wspólnie przeżytych chwilach. A później już chciałem zachować pamięć, by opowiadać przyszłym pokoleniom o historii ich przodków. Nigdy nie pociągała mnie fantastyka, zapewne dlatego, że przeżyte trudne i skomplikowane zdarzenia prawdziwe, przysłoniły mi moją niewyrobioną i skromną pamięć baśniową. W dzieciństwie przeczytałem tylko jedną bajkę o Jasiu i Małgosi, nie licząc opowiadanych mi przez mamę, co nie wykształciło mi wyobraźni podobnej do obecnego pokolenia, którego dzieciństwo i młodość wypełnione jest ciekawymi i bardzo efektownymi, chociaż nie koniecznie prawdziwymi, książkami, filmami i tym podobną twórczością. Nie ma się więc co dziwić, ze młodzi autorzy, dopiero wchodzący w życie i nie mający zbyt wiele życiowych przeżyć, doświadczeń i praktycznej wiedzy, najczęściej piszą opowiadania gatunku Fantasy, mając wyobraźnię rozbudzoną przez mnogość książek, filmów, gier i opowiadań o podobnej, baśniowej tematyce.
Często korzysta Pan z nowoczesnych środków technologii, portali społecznościowych. Co sprawiło, że w tak dojrzałym wieku jest to Panu bliskie i pomocne?
RTCz – Całe życie układało mi się tak, że wyłączając miłość i przyjaźń, nic nie miałem za darmo i musiałem walczyć o utrzymanie się na powierzchni, dostosowywać do zmieniających warunków. Najlepszą metodą na to było stałe dokształcanie się i bycie na bieżąco ze wszystkim co nas otacza. Także z technologią i techniką. I tak zostało do dzisiaj. Dzięki temu nie odczuwam presji wieku bardziej, niż młodsi o kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat. Najczęściej łatwiej mi jest porozumieć się z dużo młodszymi, czy nawet młodzieżą, niż z moimi rówieśnikami lub niewiele młodszymi starcami, których już niewiele interesuje. Mogę więc powiedzieć, że dzięki temu „byciu na bieżąco” psychicznie czuję się jeszcze dość młodo i zapominam o swoim wieku.
Wbrew ogólnie panującemu mniemaniu, że poezji teraz nikt nie czyta, mam wrażenie , że przewrotnie Internet przyczynił się do rozpowszechnienia i promocji poezji. Co Pan o tym sądzi?
RTCz – Nie śledzę tego na bieżąco, ale z logiki Internetu i zachowań młodych ludzi można wysnuć wniosek, że w tym natłoku i nadmiarze informacji oraz nieograniczonej dostępności wszelkiej twórczości, mniejsze formy, będące zamkniętą całością, są łatwiejsze do przeczytania, wysłuchania, czy obejrzenia, szczególnie na niewielkich mobilnych nośnikach. Wygodniej jest obejrzeć krótki teledysk, filmik, czy przeczytać wiersz, niż zmagać się z długim tekstem, czy oglądać np. operę. Szczególnie, kiedy się chce być na bieżąco z wieloma tematami, a czas goni. Stąd powodzenie króciutkich, często też niestety głupiutkich, filmików, tekstów i rysunków. A dla inteligentniejszych i wrażliwych także poezja, jeśli jest ciekawa. Kiedy przeczytany krótki wiersz zainteresuje czytelnika, to wcześniej, czy później sięga po więcej.
Jakie ma Pan literackie plany na przyszłość?
RTCz – Wiadomo, że każdy twórca wierzy, iż dzieło jego życie jest jeszcze przed nim. Ja też mam taką wiarę i pewien plan, którego realizacja może zająć rok lub dwa. Oczywiście proza. Ale nie chcę o tym mówić, bo nie mogę zapewnić czy PKP (Pesel K. . . . Pesel) mi na to pozwoli. A życie może podrzuci też jakiś ciekawy temat do nowych wierszy.
z poetą rozmawiała Joanna Terka
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz