Jantar z mojej wyobraźni.

Jantar z mojej wyobraźni.

wtorek, 31 grudnia 2013

Nominacja do nagrody Liebster blog awards

Zostałam nominowana do nagrody

Liebster blog awards

Liebster blog awards

To nagroda przyznawana spontanicznie przez blogerów. Dostałam ją od Emilii http://emilykimi.blogspot.com/

"Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za „dobrze wykonaną robotę”. Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie  obserwatorów więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował."

1. Gdyby nie blog to co? 
Gdyby nie blog, to dalej tkwiłabym w anonimowym świecie.

2. Mnóstwo biernych obserwatorów czy kilku aktywnych?  
Mam na razie kilku obserwatorów, ale mam nadzieję, ze będzie ich przybywało. 

3. Jaka jest Twoja pasja?
Moją pasja jest pisarstwo. Napisałam i wydałam jedną powieść. Pracuję nad jej drugą częścią, w międzyczasie pisząc opowiadania i rymowanki.

4. Czy licznik motywuje do dalszego pisania?
Licznik jest tylko zlepkiem cyfr, motywują mnie moi czytelnicy, którzy oczekują dalszych przygód moich bohaterów.

5. Komercyjny blog ze sponsorami czy skromniejszy z aspiracjami?
Bloga traktuję jako możliwość dotarcia do jak największej rzeszy czytelników.Jeżeli przyniesie to kiedyś jakieś wymierne skutki, to dobrze, jeśli nie to trudno . i tak będę dalej pisać.

6. Ulubiony zespół i krótka jego playlista 
Nie mam ulubionego zespołu.Lubie każdą dobrą muzykę.

7. Czy rok 2013 był dla Ciebie szczęśliwy?
2013 nie był złym rokiem, chociaż złamany latem palec u stopy uziemił mnie na całe lato w domu.

8. Wpisy pełne zdjęć czy bogate w treść?
Jako pisarka preferuje zdecydowanie treść, ale ubarwienie czasem tekstu jakimś obrazkiem na temat, nie zaszkodzi.

9. Wymień rzeczy, które zyskałaś dzięki blogowi
Pozyskałam kilku nowych znajomych, czytelników.


10. Ile lat istnieje Twój blog?
Prowadzę bloga od kilku miesięcy, około pół roku.

11. 3 rady dla innych blogerek i 3 życzenia na przyszłość
Rady dla blogerek:
- pisać bez względu na wszystko
-pisać więcej
-pisać i jeszcze raz pisać.

Życzenia na przyszłość:
-mieć więcej czasu na pisanie
-spać krócej
-nie martwić się o byt
-być zdrowa i szczęśliwa.

Moje 1zczasz posty?
3.Czy chciałabyś prowadzić bloga we współpracy z innymi blogerami czy wolisz samodzielnie?
4.Jak pozyskujesz nowych obserwatorów?
5.Czy dużo czytasz?Jeśli tak, to jakie gatunki preferujesz?
6.O czym piszesz na blogu i dlaczego własnie o tym?
7.Co jest dla Ciebie największą motywacją do tworzenia?
8.Plany na 2014?
9.Do jakiego targetu odbiorców chciałabyś trafić?
10.Co jest Twoim największym marzeniem?
11.Co zrobisz z blogiem, gdy pewnego dnia nie będziesz chciała go dalej pisać?

Moje nominacje
http://vitkacypisze.blogspot.com/
http://humanpsychologypolish.blogspot.com/ 
http://sosnowyblog.blogspot.com/
http://ladolcevitablogkulinarny.blogspot.com/
http://papierowaorchidea.blogspot.com/
http://inflow-happiness.blogspot.com/
http://recenzjenadine.blogspot.com/
http://iamemilia.blogspot.com/
http://naszksiazkowir.blogspot.com/
http://gryzipiorek.blogspot.com/
http://book-100.blog.pl/

sobota, 28 grudnia 2013

Opowiadanie wigilijne

karp
Karp
Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Jak co roku, cała rodzina zjeżdżała się do mnie na Wigilię. W domu panował dziki szał zakupów, porządków, gotowania, pieczenia. Zawsze modliłam się, żeby o czymś nie zapomnieć. Świece, serwetki, ozdoby choinkowe, produkty spożywcze do przygotowania tych wszystkich świątecznych przysmaków. Na dwa, trzy dni przed wigilią zawsze kupowaliśmy żywe karpie. Wpuszczaliśmy je do wanny, aby wypłukały się z mułu w czystej, kranowej wodzie. Znajomi zawsze dziwili się jak mogę przed świętami zablokować sobie wannę na te parę dni, ale ja miałam swoja teorię, zaczerpniętą zresztą z mojego domu rodzinnego. I rzeczywiście karp był wybitny. Zawsze wszyscy mnie za niego chwalili, mówiąc, że u nich zawsze śmierdzi mułem. Wtedy uśmiechałam się pod nosem, przypominając sobie ich wcześniejsze docinki na temat wanny i bezsensowności tych działań. A jednak wyszło na moje.
W natłoku obowiązków nawet nie zauważyłam, że nadszedł dzień poprzedzający wigilię i czas zająć się karpiami. Trzeba je uśmiercić, pokroić, przyprawić i zostawić do jutra, kiedy to będą umieszczone w śmietanie i usmażone na patelni, a potem wchłonięte przez biesiadników wśród pomruków zadowolenia i zachwytu nad ich cudownym smakiem.
Byłam sama w domu i na powrót męża nie mogłam liczyć, bo wracał dopiero jutro z delegacji.

wtorek, 26 listopada 2013

JANTAR i SŁOŃCE. ROZDZIAŁ 10.


ROZDZIAŁ 10.

 Przez cała drogę zastanawiali się jak najszybciej dostać się na północ kraju. Wybrali miejscowość położoną najdalej na północy –Verde. Była to osada rybacka położona na kole podbiegunowym. Panujące tam przez 10 miesięcy ciemności, czyli tak zwana noc polarna, dawała im pewnego rodzaju bezpieczeństwo.
Postanowili poszukać jakiegoś prywatnego samolotu, który ich tam zawiezie. Nie było to trudne. Pogoda była dobra, więc za odpowiednią opłatą namówili młodego Norwega na lot. Lars, bo tak miał na imię pilot, okazał się być niezłym gadułą i na dodatek świetnie znał angielski i dość dobrze francuski.


Samolot, którym lecieli był niewielkich rozmiarów awionetką.
Lot był długi, musieli kilka razy tankować na maleńkich lotniskach. Mieli przy tym okazję podziwiać niesamowitą przyrodę tego nieznanego im kraju. Norwegia z lotu ptaka wyglądała przepięknie. Szczególnie zachwyciły ich fiordy, surowe góry oblane z trzech stron morskimi falami, spacerujące po bezdrożach stada reniferów. Na podziwianiu widoków spędzili większą część podróży.

-A, co z twoją pracą kochanie? –Jantar przytuliła się do męża.
-Zadzwonię do szefa z prośbą o bezterminowy urlop, a może się nawet zwolnię, skoro moje badania mają wyrządzić takie szkody, to lepiej je przerwać. - zastanawiał się głośno.
-Niezły pomysł. - wtrąciła się Miriam.

Im dalej lecieli na północ,  tym bardziej robiło się szaro.
-Dlaczego chcecie lecieć akurat do Verde? Tam nie ma nic ciekawego.  Po za ciemnościami przez większość roku. - zaciekawił się Lars.
-Szukamy spokoju. O to nam właśnie chodzi. Odpowiada nam to, co mówisz. –odezwała się Jantar, uśmiechając się rozbrajająco do pilota.
-Jesteśmy naukowcami, badamy zorze polarne-dodała Miriam,  chcąc rozwiać wątpliwości pilota.
Spojrzał na nich trochę dziwnie. Rzeczywiście nie wyglądali na naukowców, nie mieli żadnego bagażu,  oprócz kartonowego pudła. Stroje też mieli nieprzystosowane do panującego tu zimna        i surowego klimatu.
-Chyba będziecie musieli zrobić niezłe zakupy – uśmiechnął się. –Zatem proponuję zahaczyć        o  jakieś większe miasto po drodze, bo w Verde będziecie mieli z tym spore kłopoty. Nie znam dobrze tej osady, ale o ile mnie pamięć nie myli jest tam tylko jeden sklep, w którym można wprawdzie kupić większość rzeczy, ale niektóre trzeba zamawiać i czasem dość długo czekać, aż trafi się tam jakiś lot. -dodał rzeczowo z miną znawcy i stałego bywalca tych terenów.

W trakcie ucieczki zupełnie zapomnieli o zmianie klimatu. Postanowili nie wypytywać Larsa o nic więcej, żeby nie wzbudzać jego ciekawości.
Wylądowali w Narwiku, dość dużym mieście. Lars stwierdził, że musi trochę odpocząć przed dalsza podróżą, a im zaproponował zakupy             w pobliskim markecie.
Udał się do hangaru, gdzie serdecznie przywitał się ze znajomymi mechanikami, którzy prawie natychmiast zabrali się za przegląd silnika jego samolotu. Trzeba było zatankować paliwo, wymienić olej, sprawdzić wszystkie urządzenia. Loty na koło podbiegunowe były niezbyt bezpieczne. Na tym odludziu maszyna musiała być sprawna w stu procentach, ponieważ często              w razie jakiejś awarii pilot mógł liczyć tylko na siebie.

Czwórka przypadkowych podróżników udała się do wskazanego sklepu. Zakupili dwa komplety ciepłych ubrań dla Marcusa i Miriam. Pozostałe dwie panie mogły ubrać się za darmo,  dzięki swoim sposobom oszczędnościowym – jak się śmiał Marcus. Po wyjściu ze sklepu natychmiast przebrali się w zakupione ubranka, a Jantar i Aurora dokonały tego swoim sprawdzonym sposobem, co wywoływało u ich córki niezmiennie dobry humor. Nie chcieli tego robić wewnątrz, obawiali się, bowiem, że ktoś może zauważyć te dziwaczne przebieranki.
Weszli do hangaru, w którym zniknął ich pilot. Lars pomachał do nich radośnie.
-Tu jestem! Widzę, że postaraliście się                        o właściwy strój. -uśmiechnął się. - Nie macie ochoty zrobić sobie małej wycieczki po mieście? Ja się musze trochę zdrzemnąć, żeby bezpiecznie dostarczyć was na miejsce. Wam tez radzę znaleźć sobie jakiś przytulny hotelik. Spotkamy się tu jutro rano o szóstej tutejszego czasu. Właśnie przestawiliście sobie zegarki?- potok słów wypływający z ust pilota trochę ich zbił                     z tropu. Tyle pytań na raz.

Przestawili zegarki i poszli poszukać jakiegoś miejsca na nocleg, a poza tym wypadałoby też coś zjeść. Dopiero teraz ich żołądki przypomniały o swoim istnieniu.
Fakt, lecieli już dosyć długo. Należało odpocząć, rozprostować kości.

piątek, 8 listopada 2013

Egzystencjalizm

Egzystencjalizm.

W mojej głowie kłębią się myśli
Skąd jestem, dokąd zmierzam
Może odpowiedź mi się przyśni
bo sama rozwiązać tego nie zamierzam.

Mam problem, niełatwy do zgryzienia
Czy dusza i ciało to jedność?
Problem wymaga rozwiązania
Lecz po co komu ta przyjemność?

Zostawmy wszystko tak jak jest
Ten problem rozwiąże się sam
Gdyż każdy z nas, ile nas tu jest
nie wiem dokąd, ale zmierza tam.

autor :Joanna Terka

sobota, 2 listopada 2013

Adam i Ewa.

"Adam i Ewa"

Raz Ewa powiedziała do Adama
Nudzę się w tym raju
Ciągle jestem sama.

Wymyśl coś Adasiu, proszę,
Bo samotności nie znoszę.

Lecz Adam krótko mówiąc
Był leniwy
Ciągle oglądał ziółka i pokrzywy.

Ewa więc pomyślała
i jabłko zerwać chciała.

Adasiu, popatrz na ten owoc cudny
Zerwij go zatem
I nie bądź taki obłudny.

Adam piękne jabłko zerwał
i wtedy grom jasny
rajski nastrój przerwał.

I w ten oto sposób
Dzięki żądzy wiedzy i ciekawości
Ewka przyczyniła się do rozwoju ludzkości.

czwartek, 31 października 2013

Wakacje.

WAKACJE. (fragment)


Pewnego pięknego dnia, po wielu bezproduktywnych latach w kwestii wakacji, postanowiłam przełamać swój irracjonalny strach przed lataniem i wybrać się z rodziną na wyprawę w ciepłe kraje. Po wielogodzinnych przemyśleniach i przeszukiwaniu Internetu w nadziei na jakąś ciekawa wycieczkę wybór padł na Morze Martwe i Jordanię. Petra, to jedno z wielu miejsc, dla którego mogłabym ewentualnie spróbować powalczyć ze sobą.

Jednak w tym miejscu muszę nie zgodzić się sama ze sobą. Mój strach przed lataniem nie jest bezpodstawny i irracjonalny. Jest jak najbardziej prawdziwy, z bardzo silnymi przeżyciami emocjonalnymi u podstaw. Irracjonalnym można by go nazwać wtedy, kiedy moja noga nie stanęłaby nigdy na pokładzie samolotu, albo gdyby podczas lotu nic się nie wydarzyło. Niestety jak to zwykle bywa w moim przypadku musiało być inaczej.

Przed wielu laty wybraliśmy na przecudną wyprawę na Wyspy położone o 10 godzin lotu od Warszawy. Byłam zafascynowana, zachwycona i podniecona. Kilka dobrych dni pakowania się i przygotowań, żeby wszystko było idealne. W końcu miała być to wyprawa moich marzeń. W końcu nadszedł ten upragniony dzień. Droga do stolicy upływała w beztroskiej atmosferze, śmieliśmy się, żartowaliśmy. Mój żołądek pracował prawidłowo, pozostałe narządu również. Nic nie wskazywało na zbliżającą się katastrofę. Drzewa się do mnie uśmiechały, znaki drogowe schodziły nam z drogi, żadnych korków, wprost wymarzona trasa. Żyć nie umierać. Ale los miał inny plan.
Tuż po wejściu do hali odlotów, kiedy zobaczyłam te masy stłoczonych turystów, pragnących jak najszybciej wsiąść do tych stalowych potworów stojących tuz za ścianą, żołądek zawiązał mi się w supełek razem z sercem i gardłem. Cała krew odpłynęła mi z twarzy, musiałam wyglądać nieciekawie, bo wzbudziłam, oględnie mówiąc, zainteresowanie współtowarzyszy podróży. Moje malujące się na twarzy przerażenie zostało oczywiście zauważone przez służby celne. Celniczka podejrzliwym wzrokiem lustrowała moją twarz i porównywała jej każdy szczegół ze zdjęciem w paszporcie. Stojący za mną turyści zaczęli szeptać coś o przemycie, broni i terrorystach. Ja terrorystką? Wyobraziłam sobie siebie celująca z broni do tej ohydnej, grubej baby trzymającej w tłustych łapskach mój paszport i na samą myśl uśmiechnęłam się. To przewrotnie sprawiło, że celniczka oddała mi paszport i przepuściła dalej. Usłyszałam oddech ulgi, jaki wydobył się z płuc stojących za mną ludzi.

Zostały 2 godziny do odlotu. Wszystkie formalności zostały załatwione, nie zaaresztowano mnie za posiadanie przerażonej miny, ale moje wnętrzności skręcały się coraz bardziej. Moim współtowarzyszom pozostało nie dopuścić do paniki przez ten czas i wepchnąć mnie do samolotu. Cóż w tym trudnego. Banał. Nawet nie zdawali sobie sprawy jak trudno im będzie tego dokonać.

środa, 30 października 2013

Pomysł Współpracy.

Wpadl mi do głowy pewien pomysł. Wspólnego blogowania. Jeśli piszecie jakieś  teksty związane  z fantastyką lub fantasy moglibysmy wrzucać  je na wspólnego  bloga. Wspolnie łatwiej zwiększyć liczbę odsłon, zdobyć czytelników. Oczywiście zmieniłabym nazwę, dodała wspolautorow. Zainteresowanych proszę  o kontakt mailowy bądź przez fb.

Od piątku do piątku.

Od piątku do piątku.
Żyjemy od piątku do piątku. Ten dzień tygodnia stał się wyznacznikiem naszego Życia. Po weekendzie następuje nieznośny poniedziałek. I znów odliczamy dni do piątku. I tak piątek za piątkiem i ani się obejrzymy a mamy pięćdziesiątkę. Życie zaczyna przeciekać nam przez palce.


Jeśli się nie ogarniemy życie minie nam na oczekiwaniu na piątek, na urlop, na nie wiadomo co jeszcze. a jakże piękny jest poniedziałek, bo to początek czegoś nowego. Wtorek, środa czy niedziela .Każdy dzień daje nam nowe możliwości. Żyjmy tu i teraz.


Przyjaciele odchodzą różnie.

Usiadłam do komputera, żeby zapomnieć. Zapomnieć o troskach, o bólu, o niepokoju. Nawiedziła mnie jednak myśl o odchodzących przyjaciołach. Jedni odchodzą cicho i niepostrzeżenie. Powoli oddalają się, zaczynają coraz mniej się odzywać, rzadziej spotykać się, nie odpowiadają na sms -y, maile, telefony. Nawet nie zauważysz, kiedy tracisz z nimi kontakt. A przecież kiedyś nas tyle łączyło. Inni odchodzą z hukiem i wielką pompą. Obrażają się nie wiadomo o co. Mają rożne preteksty, żeby się nie spotkać. O tych rozstaniach rozmyślasz. Zadajesz sobie pytanie, dlaczego? Co ja takiego złego zrobiłam? Szukamy winy w sobie, albo obwiniamy innych. Staje się jednak niezaprzeczalnym faktem, że stajemy się coraz bardziej samotni. A im człowiek starszy, tym trudniej zawiera się nowe znajomości. Czy to wina wieku, czy znak czasów. Ludzie coraz bardziej zabiegani, mają coraz mniej czasu dla siebie i innych. Oby się to na nas nie zemściło.
Z czasem pozostaje nam tylko rodzina i dlatego właśnie o nią należy dbać najbardziej. Doskonale jest, kiedy mąż, bądź córka czy syn są naszymi najlepszymi przyjaciółmi.  Jednak nie każdy ma taki komfort. Mąż, z nim bywa rożnie. Nie każdemu można zaufać. Czasem to zaufanie obraca się przeciwko nam. Dzieci, bywają rożne. Nie bez powodu powstało powiedzenie,  że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. No i jak tu znaleźć złoty środek?

wtorek, 15 października 2013

Konkurs

Zapraszam do udziału w konkursie.
KONKURS!
Zasady konkursu
1. Polub stronę Feszyn.com oraz Joanna Terka Powieści
2. W komentarzu napisz odpowiedź na pytanie
a)Mała podpowiedź tutaj: http://feszyn.com/recenzja-jantar-i-slonce/
3. Udostępnij post konkursowy na swojej tablicy ...Zobacz więcej

Jantar i Słońce. Rozdział 9.


ROZDZIAŁ 9.

            Wtargnęła do ich sypialni, nie zwracając uwagi na to czy zdążyli już wstać czy nie.
-Są, znaleźli nas!- powiedziała ze strachem najciszej,  jak tylko mogła. - Przyszli, rozmawiają         z Giną.
-Trzeba uciekać. - Jantar zdecydowała błyskawicznie. -Marcus biegnij po Aurorę, mam nadzieję, że jeszcze jest w swoim pokoju. - zaczęła grzebać pod łóżkiem, wyciągnęła stamtąd swój dezintegrator.
Wcisnęła go za pasek spodni i  ukryła pod swetrem.
Miriam cały czas obserwowała korytarz                      i próbowała wyłowić coś z rozmowy toczącej się na dole. Gina okazała się być niezła strażniczką, nie tak łatwo było wejść do ich domu. Tylko, dlaczego oni są tacy uprzejmi, czemu nie zastosowali swoich zwyczajnych metod. Nie dawało jej to spokoju.
Marcus ciągnął zaspaną Aurorę do ich sypialni, nakazując jej palcem milczenie.
Cichutko cała czwórka wyszła na taras z tyłu domu i biegiem rzucili do pobliskiego lasu. Tam ukryli się w zaroślach i uważnie obserwowali dom.
Jantar i Miriam wyciągnęły na wszelki wypadek broń, czy wprawili w zdumienie biedną Aurorę, która nie miała pojęcia, co się w ogóle dzieje.
-Mamo, co to jest? -wyszeptała intuicyjnie przeczuwając, że dzieje się coś niedobrego. -Kim jest ta pani?
-Mam na imię Miriam i jestem przyjaciółką twojej mamy, a w domu są bardzo źli ludzie. -uprzedziła wyjaśnienia matki.
Uśmiechnęły się do siebie.
-Mamo, czego oni chcą?- zaniepokoiła się dziewczynka.
-Chcą zabić twojego tatę. -uciszyła zszokowana pannę.
Aurora nadal nie za bardzo wiedziała, co się dzieje. Chciała zapytać, co on takiego zrobił, ale        w tym momencie ciszę przerwał wybuch, a raczej rozbłysk.
W jednej chwili ich dom przestał istnieć, zniknął na ich oczach jakby go tam nigdy nie było.
Napastnicy postanowili użyć najcięższej broni, zlikwidowali cały dom, sądząc, że ich ofiary są gdzieś w środku.
Aurora i Marcus otworzyli usta ze zdziwienia. Nigdy jeszcze czegoś podobnego nie widzieli. Byli przerażeni.

czwartek, 3 października 2013

Jesień

Światem zaczęła rządzić jesień
grzyby, kasztany nam przyniesie
i dużo czasu na czytanie
bo zima po niej nastanie.

Jantar i słońce . rozdział 8.


ROZDZIAŁ 8.

 Dni mijały powoli, bez pośpiechu. Marcus wziął sobie dwa tygodnie urlopu. Jantar pokazała mu swoje kromeriańskie sztuczki, które
 w dużym stopniu przekonały go o jej prawdomówności. Tak naprawdę niewiele się różnił od nastolatki. Bawiło go to.
Było jednak coś, co ich niepokoiło –nieobecność Alexa. Od momentu, kiedy wyszedł na przechadzkę, ślad po nim zaginął. Marcus miał swoja teorię na ten temat.
-Pewnie korzysta z uciech ziemskiego życia. -śmiał się często.
Jantar miała jednak pewne obawy. Coś ją trapiło. Nie dało jej żyć spokojnie.
Na stacji mieli doskonały system namierzania swoich ofiar. Dlaczego z niego nie korzystali?
Przez te wszystkie lata, kiedy mieszkali w Marsylii nie pojawił się nikt,  by dokończyć jej dzieła, albo, chociaż sprawdzić, co się dzieje. Dopiero po ich wyprowadzce zjawili się agenci i zdewastowali dom w poszukiwaniu ofiary. Teraz zniknął Alex i nie było go tak długo. Wszystko ją to niepokoiło i to bardzo. Postanowiła odzyskać na wszelki wypadek swoja broń. Powinna dalej być zakopana w ogrodzie za domem w Marsylii.
-Marcus- odezwała się pewnego dnia do męża – nie wybrałbyś się ze mną na małą wycieczkę?
-Oczywiście kochanie. Gdzie chciałabyś pojechać?
-Do Marsylii, do naszego starego domu. -Oświadczyła zdumionemu, Marcusowi, który spodziewałby się wszystkiego, tylko nie podróży do tego miejsca.
-A, po co chcesz tam jechać,  Malutka?- lubiła jak się tak do niej zwracał.
-To tajemnica, kochanie. -ucałowała go w  policzek.
-Dobrze, możemy pojechać choćby jutro.
-Wolałabym zaraz.

piątek, 27 września 2013

Jantar i Słońce. Rozdział 7


ROZDZIAŁ 7.

 Jantar i Marcus usiedli obok siebie na tarasie ze szklaneczkami whisky w dłoniach. Patrzył na nią jak na zjawę, nie widział jej siedem lat.
Aurora nadal tkwiła w swoim pokoju, nawet nie zeszła na kolację. Była obrażona.
Jantar wiedziała, że musi mu powiedzieć całą prawdę, ale czy w to uwierzy i jak to przyjmie. Tego nie była pewna.
-Mam ci tyle do powiedzenia, że nie wiem, od czego zacząć.
-Najlepiej od początku- roześmiał się. Zawsze był człowiekiem pełnym poczucia humoru.
-Moja historia jest nieprawdopodobna.
-Jestem przecież badaczem, często spotykam się
z rzeczami nieprawdopodobnymi.


Patrzyła na niego uważnie, trochę się zmienił przez te ziemskie lata, a ona nic a nic. Trochę ją to peszyło. Upływ czasu najbardziej było widać po Aurorze. Choć widziała ją tylko przez krótka chwilę trudno nie było zauważyć, że z małej pięcioletniej dziewczynki zmieniła się w zbuntowana nastolatkę.
-Alex i ja. . . –zaczęła swoją opowieść. Wyraz twarzy Marcusa nagle zmienił się.
-Więc jednak. Banalnie a nie nieprawdopodobnie. Coś was łączy, tak? Dla niego nas opuściłaś?! –prawie krzyczał-Nie powinienem był ci pomagać. Jak śmiałaś tu w ogóle przychodzić?!
Marcus był wyraźnie wzburzony, wstał, odstawił szklankę na stolik i poszedł kilka kroków w kierunku plaży?
Jantar pobiegła za nim.
-Źle mnie zrozumiałeś, to nie tak.
-A jak? Jaką bajeczkę teraz wymyślisz? Ciekaw jestem, do jakiego kłamstwa się posuniesz. !
Była zdruzgotana. Nie uwierzy jej teraz w nic, co mu powie.
Postanowiła jednak spróbować, to było jedyne wyjście.
-Proszę, wysłuchaj mnie! Co masz do stracenia? Później mnie ocenisz.
Popatrzył na nią z lekkim niesmakiem.
-Mów!
-Jestem Kromerianką.
-Co? To jakaś sekta?. Myślałem, że masz więcej oleju w głowie.
-Wysłuchaj mnie do końca, proszę. Nie pochodzę z Ziemi tylko z Kromeri, z planety o nazwie Kromeria.
-Czegoś się naćpałaś? To tak się teraz nazywa zdrada?- kpił- Przestań wreszcie bredzić, mów prawdę!
-No właśnie chcę ci powiedzieć, a ty mi ciągle przerywasz. W dniu, kiedy mnie pierwszy raz zobaczyłeś przybyłam ze stacji orbitalnej, żeby cię zlikwidować.
-Teraz  to już przesadziłaś, może mam się ciebie zacząć bać. –szydził –Nawet gdybyś mówiła prawdę to myślisz, że nasi astronomowie nie widzieliby krążącej wokół Ziemi obcej stacji orbitalnej. Zastanów się.
-Dokładnie tak jest. Nasza stacja umieszczona jest na tle słońca i nawet wasze najlepsze teleskopy widzą nas jako jedną z wielu plam na słońcu. Zakochałam się w tobie od pierwszej chwili          i dlatego nie byłam zdolna wykonać mojego zadania.
-Niby to, czemu jacyś Krome... coś tam, chcieliby mnie zabijać?
-Bo robisz złe dla Ziemi i dla Kromeri rzeczy.
-Żartujesz sobie! Jestem zwykłym geologiem. Czym niby miałbym szkodzić komuś?
-W dużym skrócie twoje badania w przyszłości doprowadzą do zagłady Ziemi i Kromeri.
 -Jak w to, że mógłbym zaszkodzić Ziemi jeszcze mogę uwierzyć, ale czemu wam to przeszkadzało?
-Nasze planety są siostrzane i jakaś tajemna siła niezbadana nawet przez nas,  powoduje identyczne reakcje  obu planet.
-Muszę to sobie wszystko przemyśleć. Chodźmy do domu. -powiedział łagodniejszym tonem, jakby coś w nim pękło.

okładka mojej powieści.



wtorek, 24 września 2013

Bajka komputerowa


Bajka komputerowa.

Franek wpadł do domu zziajany i cały czerwony z emocji. To już, jeszcze moment, jeszcze chwila i wreszcie będzie mógł wrócić do swojego ulubionego zajęcia.Rzucił w kąt przedpokoju plecak, zsunął buty i już miał zamiar pobiec na piętro do swojego pokoju, gdy nagle z kuchni dobiegł głos mamy
 ­ - Cześć kochanie, jak było w szkole?
  - W porzo - rzucił od niechcenia.
  - Jesteś głodny? Zrobić Ci coś do jedzenia?
  - Później, mamo- zniecierpliwienie sięgało zenitu.
Pobiegł, czym prędzej do swojego pokoju, włączył komputer, zasiadł z wypiekami na twarzy przed monitorem i czekał. Odpalanie komputera trwało całą wieczność. Tak mu się przynajmniej wydawało.
   -Jak długo można czekać? - Mruczał sam do siebie, stukając palcami o blat biurka z dużym zniecierpliwieniem. Komputer powoli wczytywał kolejne poziomy gry. Wreszcie jest. Pojawiła się plansza startowa i już, już miał zacząć, gdy do pokoju weszła mama z talerzem kanapek.
- No, nie, znowu ten komputer?! – Wykrzyczała z nieudawaną złością. – Zająłbyś się czymś pożytecznym, przeczytałbyś jakąś książkę, pobawił się z bratem, albo weź się za lekcje.
Franek przekręcił się na swoim krzesełku i z wyrzutem spojrzał na mamę.

- No, weź przestań…mamo!

środa, 18 września 2013

Jantar i Słońce. Rozdział 6


ROZDZIAŁ 6.

 Słońce właśnie wschodziło. Zawsze ten fakt kojarzył jej się ze stacją. Przypomniała sobie biedną Miriam, która siedzi w odosobnieniu tylko, dlatego, że chciała jej pomóc.
-No to jesteśmy i co dalej? – Alex przeciągnął się po nocy spędzonej w autokarze.
-O, cholera! Zapomniałam zapytać o nowy adres Marcusa- zdenerwowała się Jantar.
-No ładnie, o czym ty myślisz? -wkurzył się nie na żarty. Złość zmieniła wyraz jego twarzy.
-Nie krzycz na mnie! Nie masz takiego prawa!- odparowała Jantar. -Sam mogłeś zapytać, mądralo.
-Dobrze, już dobrze. Nie marudź.
-Lepiej coś wymyśl, bo jak na razie to głównie ja tu myślę, a ty się opinkalasz.
-OPINKALASZ? A co to znaczy? -zdumiał się.
-Eeeeee, jesteś stary zgred. – zdegustowała się.- Pewnie i tego nie rozumiesz  . Pomieszkasz trochę wśród ludzi to się nauczysz.
- Zgred, to znaczy stary? Ja? Stary? Mam tylko 362 lata- zachichotał.
Jantar zaczęła szybko myśleć jak w najprostszy sposób zdobyć nowy adres Marcusa. Lata spędzone na Ziemi wzbogaciły ją o doświadczenia, których nie miał Alex. Rozejrzała się po okolicy uważnie w poszukiwaniu źródła informacji. Byli w dużym mieście pełnym turystów. Nagle rzuciła się jej w oczy budka telefoniczna. Powinna być w niej książka z numerami o ile nie zniszczyli jej wandale.
Pobiegli szybko w jej stronę. Zaczęła niecierpliwie przerzucać strony książki.
-Jak się właściwie ten twój nazywa?- Alex stał za jej plecami.
-Deco.

poniedziałek, 16 września 2013

Barwy życia


ŚWIAT PŁONĄŁ FERIĄ BARW
ŻYCIE BYŁO SNEM WARIATA
JUTRZENKI ZACHWYCAŁY MNIE
ZACHODY PROWADZIŁY NA KRAJ ŚWIATA.

PODSTĘPNY WRÓG ZABRAŁ TO
I ODSZEDŁ NIE WIADOMO DOKĄD
LECZ JEDANK CIĄGLE CZAI SIĘ
BY ZABRAĆ MOJĄ DUSZĘ.

W KLATCE TERAZ UKRYWAM SIĘ
BO INACZEJ ŚWIAT ZA BARDZO BOLI
ZNIECZULAM SERCE, MÓZG I SIĘ
BO INACZEJ SKONAM.

ŻYCIE OKRADŁO, OGRABIŁO MNIE
W ZAMIAN DAJĄC FAŁSZYWY DIAMENT
KTÓRY PIASKIEM OKAZAŁ SIĘ
KIEDY NADEPNĘŁAM NA NIE.

ŻAL, ŻE ODWROTU NIE MA JUŻ
 BO KLUCZ UTONĄŁ W JAKIIMŚ MORZU
CZY MOŻE BYŁO PEŁNE ŁEZ
CZY JA ZAGUBIŁAM SIĘ W NIM.

UTONĄĆ PEWNIE PRZYJDZIE MI
BO RYCERZY DZIS BRAK
JEDEN NIE BĘDZIE WIEDZIAŁ NIC
DRUGIEMU ŚWIAT PRZESŁONIŁ CZAS.

I TYLKO ŻAL STARCONYCH DNI....................

niedziela, 15 września 2013

Jantar i Słońce. Rozdział 5.


 ROZDZIAŁ. 5

 Obudziła się w pędzącym samochodzie. Alex za kierownicą podśpiewywał sobie jakąś pioseneczkę. Zaczynało świtać.
-O wyspałaś się? – zapytał wesoło, nie wyglądał na zmęczonego.
-Nawet nie mam pojęcia, kiedy zasnęłam. Gdzie jesteśmy?
-Właśnie dojeżdżamy do Sydney. To chyba jakieś duże miasto w tej Australii.
Jego brak znajomości geografii zawsze  ją denerwował . Alex zazwyczaj się tłumaczył, że nie potrafi tego zapamiętać –tyle lat, tyle misji, tyle dziwnych nazw. Ciekawe czy wiedział, że to wyspa? –rozmyślała – Będą musieli się stąd wydostać, żeby jak najskuteczniej zgubić ślad. Tylko skąd wziąć pieniądze na bilety lotnicze? – Jantar dobrze znała realia ziemskiego życia. Nie masz kasy, nie żyjesz.

-Masz jakiś pomysł, co dalej? -miała nadzieję, że coś wymyślił podczas podróży.
-Myślałem o tym, ale nic konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy.
Boże, jak on został agentem i jednym z głównych członków rady.
-Zdajesz sobie sprawę, że jesteśmy na wyspie
i łatwo nas tu zlokalizują. Trzeba się bardziej wmieszać w tłum. Wyjechać stąd. –przekonywała, a po za tym chciała się znaleźć bliżej Marcusa. Z Australii do Europy kawał drogi.
-No to, co za problem?- próbował zignorować temat.
-A masz kasę?- zirytowała się.
-Nie pomyślałem o tym, cholera jasna.
-Na razie znajdźmy jakiś hotelik i odpocznijmy trochę.
-Dobry pomysł. -podchwycił Alex.

piątek, 13 września 2013

KOBIETY

"KOBIETY"

Ach kobiety, ach kobiety
Czy potrzeba wam tyle toalety?
Pudrów, szminek sto kolorów
Szafa ciuchów do wyboru.

Bądźmy szczerzy, bądźmy szczerzy.
Przyjemność się nam należy.
A cóż wart byłby ten świat
Gdyby kobiecy urok
Nie oświetlał lat?

Autor : Joanna Terka

TRZYNASTEGO

Trzynastego.

Trzynastego, trzynastego
świat się kręci wokół tego
żeby słodkie czarne kocie
nie chodziło nam po plocie.

żeby nie przejść pod drabiną
na dodatek z kwaśną miną
by odpuścił los nam raczej
szczęście przyniósł, nie inaczej.

poniedziałek, 9 września 2013

Jantar i Słońce. Rozdział 4.

ROZDZIAŁ 4.

Zostały wyprowadzone z sali głównej, każda w oddzielnej eskorcie. Miriam odprowa-dzono do izolatki, gdzie miała spędzić następne trzy lata.
Jantar prowadzono do terminalu lotów, skąd mia-ła być odesłana na Kromerię prosto do tamtejsze-go więzienia.
Otrząsnęła się już nieco z szoku po usłyszeniu wyroku. Szła posłusznie jak owca prowadzona na rzeź, ale w głowie kołatało się tysiące myśli.
Nagle usłyszała za sobą szybko zbliżające się kroki. To Alex biegł, co sił w nogach, chciał się
z nią pożegnać, przytulić.
-Stać! Zatrzymać się! Mam zezwolenie rady na rozmowę! – biegł wymachując jakimś papier-kiem.
Stanęli. Dowódca eskorty podszedł do zadysza-nego Alexa, wziął od niego pozwolenie, przeczy-tał uważnie i skinął głową.
Żołnierze rozstąpili się dopuszczając go do ska-zanej.
Alex podszedł do Jantar, wziął ją delikatnie za rękę, spojrzał w jej oczy z głębokim żalem. Czuł się zraniony, że o nim zapomniała i związała się
z jakimś Ziemianinem, że go zdradziła zaprze-paszczając szansę na ich wspólna przyszłość.
-Jantar, kochanie! Dlaczego nic nie powiedziałaś? Dlaczego się nie broniłaś?- zarzucał ją pytaniami.
-A, co by to dało! I tak już wydaliście wyrok.- spojrzała na niego smutnym wzrokiem.
-Spróbuję coś wymyślić. Złożymy apelacje, nie trać nadziei. - Alex próbował ją pocieszać. Ści-skał ją, co raz mocniej za rękę, bojąc się, że już jej nigdy nie zobaczy.

niedziela, 1 września 2013

Miłość

""""""""""""""""""""""""""""""miłość"
Miłość to jest dziwne uczucie
Możesz ją znaleźć w prawym
lub w lewym bucie.

Zatrzyma się w sercu czasem
Zaciśnie gardło jak skórzanym pasem.

Krąży po naszych komórkach
Szukając ujścia w różnych dziurkach.

Lecz w końcu trafi gdzie trzeba
Do miłosnego nieba.

A tam już wiedzieć będą
Co zrobić z taką mendą.

Zapraszam na fb

wtorek, 27 sierpnia 2013

Jantar i Słońce - rozdział 3


ROZDZIAŁ 3.

 Żołnierze wywlekli je dość brutalnie z ich schronienia w czołgu. Zapakowali w hermetyczne kombinezony uniemożliwiające ucieczkę, swobodne poruszanie się i możliwość jakiejkolwiek komunikacji.
Jantar z wyrzutami sumienia spoglądała na bogu ducha winną Miriam, którą popychali obok niej. Przecież ona chciała tylko pomóc. Musi stanąć       w jej obronie. To jest niesprawiedliwe!
Wepchnęli je do sali więziennej informując, że niebawem zostaną postawione przed radą               i osądzone. Zdjęto im kombinezony, co obie panie przyjęły z ulgą. Było to wysoce nie komfortowe ubranko. Uwolnione ze swoistych kajdan, usiadły na łóżkach, patrzyły na siebie nieco bezradnie. Miriam, niższa od Jantar, ale równie zgrabna o długich, jasnych włosach wyglądała bardzo atrakcyjnie, mimo zmęczenia   i stresu, który jej zafundowała. Położyła się na podłodze. Patrząc w sufit długo milczała.
-I, co teraz będzie? Boję się! -rozpłakała się gwałtownie.
Jantar nie wiedziała, co powiedzieć. Po co ją w to wplątała?
-Opowiedz mi wszystko, proszę – powiedziała prawie szeptem Miriam, łykając łzy.
-Dobrze, ale wstań z podłogi. Jeszcze się rozchorujesz. -uśmiechnęła się niemrawo. Przed oczami stanął jej Marcus i Alex. Jak różni od siebie,        a jednak obaj jej bliscy? Alex od lat był jej partnerem? Tu na stacji. Marcus stał się dla niej kimś wyjątkowym. Te kilka lat spędzonych z nim nie potrafiła do niczego porównać. Obdarzył ją tak wyjątkowym uczuciem, że postawiła wszystko na jedną kartę. Niczego nie żałowała. To było najlepsze, co mogło jej się trafić w jej beznamiętnym życiu, które polegało na likwidacji ludzi wyznaczonych przez radę, ludzi, którzy mieli zły wpływ na życie na Ziemi i Kromeri.
Zaczęła powątpiewać w słuszność decyzji rady. Dlaczego nie zajmą się odnalezieniem powiązania tych dwóch planet i zlikwidowaniem go, tylko likwidują ludzi, którzy tworzą historię Ziemi, nieświadomie wpływając na losy innej planety, o której nie mają zielonego pojęcia?
-Jantar- z zamyślenia wyrwał ją głos towarzyszki z sali więziennej- Miałaś mi wszystko opowiedzieć. -mówiła z lekką pretensją w głosie Miriam.
-Już, już. Zamyśliłam się. Pamiętasz jak wysyłano mnie na ostatnią misję?
Miriam kiwnęła głową.
-Wysłano mnie abym zlikwidowała niejakiego Marcusa Deco. Nie wiem, co ten facet zawinił, ale zadanie było jednoznaczne. Zlikwidować, nie zostawić śladów i wrócić. Miało to na pewno związek z ostatnimi wydarzeniami na Kromeri- powodzie, tsunami, trzęsienia ziemi, kataklizmy, które pochłonęły miliony ofiar. Życie na naszej planecie było zagrożone i podobno,  od życia tego Ziemianina zależało czy Kromeria przetrwa.
-Miriam słuchała z  zaciekawieniem.
-Wyruszyłam na Ziemię jak zwykle; znałam zadanie, obiekt, miejsce pobytu. Sprawa była prosta. Okazało się niestety, że nie tak prosta jakby się wydawało.
Spotkałam cel na plaży. Stał oparty o barierkę, zapatrzony gdzieś daleko przed siebie. Wiatr rozwiewał mu włosy, a słońce pieściło jego opaloną twarz. Coś dziwnego było w jego postaci. Szłam plażą uważnie go obserwując,  a on zdawał się być dziwnie nieobecny, zamyślony.
Wtedy spojrzał na mnie swoimi niesamowicie niebieskimi oczami. I w tym momencie coś się wydarzyło. Zapomniałam o całym świecie. Zapomniałam, po co się tam znalazłam, co miałam zrobić. Nagle ruszył w moją stronę, wyciągając przed siebie zaciśniętą pięść.
-Witaj moja piękna! - odezwał się aksamitnym, miękkim głosem.
Stanęłam jak zamurowana, zastanawiając się, dlaczego odezwał się właśnie do mnie. Spojrzałam na jego wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Rozchylił pieść i na otwartej dłoni zauważyłam coś maleńkiego i ślicznego.
-To dla ciebie, piękna pani. - podał mi maleńką muszelkę. Sięgnęłam po nią sama się sobie dziwiąc, dlaczego to robię. Patrzyłam na twarz człowieka, którego miałam zabić. Patrzyłam             w jego piękne jak dwie gwiazdy oczy. Pewnie miałam głupią minę, bo nagle zapytał.
 -Czy coś się stało?- uśmiechnął się szeroko.
-Nic takiego, tylko zastanawiam się, kim jesteś – skłamałam – i czego ode mnie chcesz?
-Tylko mi nie uciekaj! -powiedział niemal błagalnym tonem Marcus. Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie i uśmiechnął się. Utonęłam w jego oczach i w tym jego rozbrajającym uśmiechu.
-Czy mogłabyś mi powiedzieć jak cię zwą, moja pani?- zapytał, a jego oczy błyszczały jak gwiazdy na granatowym niebie.
Sama nie wiem, dlaczego nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa, odwróciłam się na pięcie             i zaczęłam biec jak szalona przed siebie ściskając w dłoni muszelkę jak najcudowniejszy dar. Krzyczał coś za mną, wołał żebym się zatrzymała, a ja biegłam nie widząc nic dookoła.

W tym momencie rozległ się trzask otwieranych drzwi. Jantar i Miriam spojrzały przerażone na siebie. Wiedziały, co to znaczy. Przyszli po nie.
-Agentki proszę z nami!- odezwał się surowym głosem jeden ze strażników.
Wstały i pokornie opuściły salę więzienną. Prowadzono je długim korytarzem prosto do sali głównej. Tą drogę Jantar pokonywała już wielokrotnie, ale sama, a teraz szła obok niej przyjaciółka i to ona , Jantar była za to odpowiedzialna.
Weszły do ogromnej sali. Wszystko wyglądało jak poprzednim razem. Wielki stół, za którym siedzieli członkowie rady, ale na środku stały tym razem dwa krzesła oświetlone jaskrawym światłem laserów.
-Witamy agentko Jantar i agentko Miriam!- odezwał się przewodniczący surowym tonem - Proszę zająć miejsca.
-Rada podjęła decyzję –ciągnął dalej – Zostaniecie osądzone i ukarane. Agentka Jantar za załamanie dwóch punktów kodeksu; niewykonanie zadania i podjęcie intymnego kontaktu z człowiekiem zostaje skazana na 150 lat więzienia na Kromeri bez prawa powrotu na Ziemię.
Zimny pot oblał ją,  aż zaczęła się obawiać, czy znowu nie zemdleje. Nawet jej nie wysłuchali.
-Agentka Miriam za pomoc w ucieczce więźniowi i ukrywanie się wbrew zaleceniom zostaje skazana na trzy lata izolacji na stacji w  specjalnie do tego przeznaczonym pomieszczeniu. Po odbyciu kary będziesz mogła Miriam wrócić do pracy – powiedział jakby łagodniej przewodniczący.
-Czy macie coś do powiedzenia?
Jantar była tak zaszokowana, że nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa, wiedziała, że jest winna, ale sądziła, że dadzą się jej wytłumaczyć .
I ten wyrok –Bez prawa powrotu na Ziemie- brzmiało jej nieznośnie w uszach -Bez prawa powrotu na Ziemie... Bez prawa powrotu na Ziemie... I co ona teraz zrobi, przecież Marcus nawet nie wie, co się z nią stało. Wyszła z ich wspólnego domu, kiedy on jeszcze spał. Nie zostawiła mu żadnej wiadomości.

Przewodniczący spoglądał na nią z oczekiwaniem i nadzieją w oczach, że powie coś, co będzie         w stanie zmienić ten okrutny wyrok, ale ona uparcie milczała.
-Agentko Jantar...
-Agentko Miriam...
Obie milczały jak zaklęte.
-Zatem proszę wyprowadzić skazane i przystąpić do natychmiastowego wykonania wyroku- zagrzmiał surowo przewodniczący.
Spojrzały na siebie smutno zdając sobie sprawę
z tego, że się już prawdopodobnie nigdy nie zobaczą.
-Żegnaj Miriam i przepraszam. - wyszeptała Jantar ze łzami w oczach.

środa, 21 sierpnia 2013

nadzieja

Mówi się, ze  nadzieja umiera ostatnia. Moja nadzieja  umarła dziś  rano, kiedy otwrzylam oczy po koszmarnym śnie. Nadzieja na dobry dzień. Wiedziałam, ze  to będzie dzień  stracony. Koszmary i złe myśli chodzą za mną cały czas. Wyglądają z szafy, gdy wybieram ciuch, żeby się w coś  ubrać. Zerkają z lodówki, gdy wyjmuje produkty do przygotowania obiadu. Słyszę je jak hałasują za drzwiami do piwnicy. Patrzą przez okno zza zielonej gestwiny drzew i krzewów. Kim jestem, że się tak na mnie uwzięły? Nikim. Zwykłym szarym zjadaczem chleba. Szczekanie psa napawa mnie obawą, że stanie się coś złego, że za rogiem czai się wróg chcący odebrać mi szczątki szczęścia. A jednak je mam.  Te szczątkowo cudem ocalone drobiny, okruchy. Jednak jest... Nadzieja.

Jantar i Słońce. Rozdział drugi.

Zapraszam na kolejny, drugi rozdział przygód Jantar.

JANTAR ISŁOŃCE

ROZDZIAŁ DRUGI

Z rozmyślań wyrwała ją Miriam, jej przyjaciółka ze stacji, która wypadła wprost na nią z bocznego korytarza, pędząc na zebranie rady.
– O, Jantar! Dobrze, że cię widzę – spojrzała na nią z nieukrywaną radością. – Słyszałam o twoim kłopocie, ale narozrabiałaś! – klepnęła ją z całej siły w ramię, jakby szły po korytarzu szkoły przed wieloma laty, beztroskie i wesołe, kiedy to największym problemem było to, czy zostaną dziś wyciągnięte do odpowiedzi, czy nie.
– Mhm – wydukała Jantar, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
– Ale jesteś rozmowna, nie ma co – odpowiedziała Miriam z pewną pretensją w głosie – mam tylko nadzieję, że masz dobre wytłumaczenie tego, co się stało, bo jak nie, to wolałabym nie być w twojej skórze – dodała z troską w głosie.
Szły obok siebie w milczeniu, choć widać było, że Miriam siłą powstrzymuje się od zadawania pytań. Znała Jantar zbyt dobrze, żeby nie wiedzieć, że i tak niczego z niej teraz nie wydusi. Obie były agentkami, często razem wykonywały zadania. Były też przyjaciółkami od zawsze.
Jantar ukradkiem spojrzała na Miriam. Szła obok niej, podrygując lekko, jakby w myślach nuciła sobie jakąś piosenkę. Uśmiechnęła się sama do siebie na wspomnienie dawnych wspólnie spędzonych lat, jeszcze w szkole. Wtedy obie były beztroskie, wesołe i pełne pomysłów na życie. Co dziś z tego zostało? Teraz są daleko od rodzinnej planety, wykonują jakieś mozolne i niebezpieczne zadania, mordują ludzi! Wprawdzie wiedziała, że robią to w imię przyszłości Kromerii i Ziemi. Ratują te dwie siostrzane planety, ale wcale nie poprawiało jej to humoru. Zostały do tego specjalnie przeszkolone, jak dziesiątki innych agentów. Zrobiono im specjalne pranie mózgu, aby pozbawić ich niepotrzebnych emocji. W przypadku Jantar, jej specjalne uzdolnienia zakłóciły przebieg tej operacji. I pewnie dlatego pojawiły się teraz problemy. Nie była w stanie wykonać zadania.
Obudziły się w niej uczucia – litość, miłość, zwątpienie w słuszność działań. Nie chciała być już dłużej maszyną do zabijania. Myśląc o tym wszystkim nie zauważyła nawet, jak wkroczyły do głównej sali.
Zobaczyła przed sobą długi stół, za którym siedzieli wszyscy najważniejsi na stacji Kromerianie – jej dowódca, wszyscy agenci, wśród których był Alex. Miriam natychmiast po wejściu pobiegła na swoje miejsce za stołem. Dla niej przeznaczone było tym razem krzesło, stojące na środku sali i oświetlone jaskrawym światłem laserów tak, aby wszyscy mogli dokładnie obserwować najmniejsze nawet zmiany w mimice jej twarzy.
– Witamy, agentko Jantar – odezwał się przewodniczący rady – proszę zająć miejsce – jego twarz nie nosiła żadnych oznak emocji.
Trochę ją to przeraziło, znała tego człowieka. Zawsze był do niej przyjaźnie nastawiony, a teraz nie został nawet najmniejszy ślad tej życzliwości.
– Czy zdajesz sobie sprawę, agentko Jantar, w jakim celu zostałaś wezwana przed oblicze rady? – zagrzmiał donośnym głosem przewodniczący.
– Domyślam się – wydusiła z siebie Jantar, siląc się na obojętny ton.
– Czy zdajesz sobie sprawę, że złamałaś co najmniej dwa punkty kodeksu Kromerian? – ciągnął dalej przewodniczący.
– Dwa? Nie wykonałam powierzonego mi zadania – to raz, a drugi punkt? – udała zdziwioną, licząc na to, że nie wiedzą wszystkiego, ale niestety, myliła się.
– Agentko Jantar, jesteś zbyt inteligentną Kromerianką, aby udawać, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że nawiązałaś intymny kontakt z Ziemianinem, co jest absolutnie zabronione przez nasz kodeks. I zapewne doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że nie wykonałaś powierzonego ci zadania, od którego powodzenia zależała nie tylko przyszłość Ziemi, ale i Kromerii – wycedził przez zęby przewodniczący.
Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach. A więc jednak wiedzą wszystko! Przebiegła wzrokiem po twarzach zgromadzonych Kromerian. Tylko Miriam mrugnęła przyjaźnie do niej i uśmiechnęła się nieznacznie.
– Tak, zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłam i jestem gotowa w pełni ponieść tego konsekwencje – odparła nieco zbyt butnie Jantar.
– My jednak chcielibyśmy usłyszeć twoją wersję wydarzeń, Jantar – powiedział już nieco życzliwiej przewodniczący – może wtedy będziemy w stanie podjąć sprawiedliwą decyzję i zrozumieć twoje postępowanie – lekki uśmiech przebiegł po jego twarzy. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?
Zastanawiała się, od czego właściwie zacząć. Gonitwa myśli, jeden wielki galimatias. Zrobiło jej się gorąco, słabo, nogi zaczynały jej drżeć, głowa ciążyła jakby ważyła 100 kg, przed oczami zrobiło się ciemno. I tak już zostało. Jej ciało osunęło się z krzesła na podłogę i bezwładnie rozciągnęło się na zimnej posadzce.

Obudziła się po wielu godzinach w sali szpitalnej. Głowa nadal jej ciążyła, a nawet bolała okrutnie. Jak się później okazało, upadając uderzyła solidnie głową w twardą posadzkę i nabiła sobie porządnego guza. Miała wstrząs mózgu. Dzięki swoim zdolnościom mogła się szybko uzdrowić, ale w sytuacji, w której się znalazła, nie był to dobry pomysł. Czas działał na jej korzyść. Miała czas, żeby się spokojnie zastanowić nad tym, co robić dalej, jak się bronić, jak osiągnąć wytyczony sobie cel?
Była sama, wśród różnych medykamentów i aparatury medycznej. Do jej ciała podłączono setki kabelków i czujników rejestrujących każdą najmniejszą zmianę w ciele, ale także każdy jej ruch. Jeśli się poruszy, natychmiast zjawi się tu sztab lekarzy, a tego nie chciała. Chciała być sama, pomyśleć, rozważyć wszelkie możliwości. Jednak ból głowy nie był teraz jej sprzymierzeńcem. Myślała z wielkim trudem, wydawało jej się nawet, że nie wszystko dobrze pamięta.
Zapadła w sen. Śniło się jej, że leży w ciepłych objęciach Marcusa. Był muskularnym, smagłym, młodym CZŁOWIEKIEM. Otaczał ją swoim silnym ramieniem, przytulał mocno do siebie jej nagie ciało. Całował każdy jego centymetr. Oddawała się tym pocałunkom z zapamiętaniem, wiedząc, że nie powinna tego robić, ale teraz nie obchodziło jej to. Ważne było tu i teraz. Czuła się szczęśliwa, bezpieczna. Marcus dawał jej dzięki swojej obecności coś,
czego nigdy nie zaznała w objęciach żadnego Kromerianina. Nawet Alex traktował miłość jak prokreację. Robił swoje i odchodził. Wprawdzie był dla niej kimś bardzo bliskim, ale prawdziwą psychiczną miłość poznała dopiero na Ziemi w objęciach Marcusa.
– Jantar, Jantar obudź się! – ktoś szarpał ją za ramię. – Błagam otwórz oczy! – To Miriam próbowała dobudzić Jantar.
Dziewczyna z trudem otworzyła oczy, powieki ciążyły jej jak dwa kamienie.
– Obudź się! Musimy natychmiast porozmawiać – naciskała Miriam.
– Co się stało? Gdzie ja jestem? – ledwie szept wydobył się z jej ust. Zaschło jej w gardle, w głowie się kręciło. Złapała się za czoło, na którym rozgościł się na dobre olbrzymi guz. Skrzywiła się z bólu.
– Zemdlałaś i uderzyłaś się porządnie w głowę. Zanieśli cię do szpitala. Potem udali się na naradę. Słyszałam coś! – ciągnęła Miriam niepewna, czy ona ją rozumie. – Chcą cię odesłać na Kromerię i uwięzić na 150 lat. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
Jantar skinęła głową. Znów przeraźliwy ból przeszył jej czaszkę.
– Chyba, że przedstawisz im jakieś rozsądne, wiarygodne wytłumaczenie – Miriam była roztrzęsiona. – Inaczej już nigdy tu nie wrócisz. Dziewczyno, powiedz coś! – gorączkowała się przyjaciółka.
Jantar próbowała się podnieść. Ból głowy był nieznośny, ale postanowiła nie zwracać na niego uwagi. Wtedy przypomniała sobie o swojej cudownej zdolności usuwania drobnych skaleczeń i urazów. Tylko znowu trzeba sobie przypomnieć sekwencję mrugnięć. To okazało się już nie takie proste. Myślenie w tym stanie było nieco zaburzone. Jednak postanowiła dokonać tego wysiłku. Raz mrugnięcie lewym okiem, dwa razy prawym i znowu raz lewym. Wykonać! Ból zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, po guzie nie było śladu.
Miriam szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Mimo, iż się doskonale znały, nic nie wiedziała o jej uzdolnieniach uzdrawiających. Co innego zmiana wyglądu – tego nie dało się ukryć.
– No wiesz! Takie zdolności ukrywałaś przede mną – obruszyła się. Przez dłuższą chwilę udawała obrażoną.
Jantar podniosła się z łóżka i podeszła do wideofonu.
– Trzeba to czymś zakleić, żeby nie widzieli, że odzyskałam przytomność. Rozejrzała się uważnie wokół siebie. Znalazła jakąś taśmę i przykleiła ją do ekranu.
– Trzeba też gdzieś przyczepić te cholerne czujniki. Przecież one rejestrują każdą zmianę. Znalazła fantom, na którym ćwiczą młodzi medycy i umieściła na nim swoje czujniki.
– Dobra, Miriam, mamy chwilę, zanim się zorientują, że coś jest nie tak – Jantar wyglądała na zdenerwowaną. – Mów, co wiesz!
– Już ci mówiłam, podsłuchałam fragment rozmowy przewodniczącego z paroma innymi członkami rady. Chcą cię ukarać, surowo ukarać. Nigdy już tu nie wrócisz. Może wytłumaczyłabyś mi, co się stało? – dziewczyna była trochę poirytowana.
– Chcą mnie odesłać na Kromerię? Bez prawa powrotu? – spytała z niedowierzaniem.
Nawet jej nie wysłuchali i już podjęli decyzję. Była w szoku. Jak oni traktują swoich najlepszych agentów? Jedna wpadka na tysiące misji wykonanych perfekcyjnie i już banicja? O, nie, tak łatwo się nie podda. Nigdy nie opuszczę Ziemi. Lawina myśli ją przytłoczyła.
– Chodź, musimy się stąd wydostać jak najszybciej. Po drodze ci wytłumaczę, co się stało – Jantar chwyciła przyjaciółkę za rękę i pociągnęła w stronę drzwi.
Wyszły na korytarz bez najmniejszych problemów. Szły mijając strażników, nieświadomych, że mają przed sobą dwie uciekinierki. Ale to była tylko kwestia czasu, kiedy w szpitalu zorientują się, że pacjentka ulotniła się w bliżej nieznanym kierunku. Nagle Jantar zatrzymała się jak wryta, spojrzała na Miriam z pewnym smutkiem i troską.
– Ale ja nie mogę cię w to wszystko wciągać! Zostań, pójdę dalej sama – spojrzała na przyjaciółkę smutnym wzrokiem, bo zdawała sobie sprawę, że już jej więcej nie zobaczy. Przyciągnęła ją do siebie i uścisnęła mocno.
Miriam spojrzała na nią jak na wariatkę.
– Czyś ty oszalała dziewczyno?! Nie zostawię cię z tym samej. Albo idziemy razem, albo wcale. Tylko ciągle czekam na wyjaśnienia – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
Przyspieszyły kroku. Biegły przed siebie ile sił w nogach. Pot
zalewał im oczy, serca waliły jak oszalałe. Jak tylko znajdą jakieś bezpieczne schronienie, odpoczną chwilę i wtedy Jantar przynajmniej w skrócie opowie przyjaciółce, co się stało. Sama nie mogła w to uwierzyć. Tyle lat sumiennej służby, tyle bezlitośnie wykonanych zadań. I nagle dopadły ją wyrzuty sumienia, miłość do człowieka, radość codziennego bytu. Sama nie mogła pojąć, skąd wzięły się te zmiany.
Tymczasem dobiegły do ogromnego magazynu broni. Tu ich na razie nie powinni szukać. Było to olbrzymie pomieszczenie, pełne różnego rodzaju pistoletów z różnych epok życia ziemskiego i broni pochodzenia kromeriańskiego. Znalazły się tu pierwsze ziemskie karabiny na proch, kolty z czasów dzikiego zachodu, kałasznikowy, broń laserowa, atomowa i wszelkie inne wynalazki ludzkości w dziedzinie batalistyki. Była też bardzo zaawansowana technologicznie broń z Kromerii, różne dezintegratory i pulsatory, które w ułamku sekundy mogły zamienić wszystko na Ziemi w pył.
Wyglądało to, jak ogromne muzeum broni. Dziewczyny znalazły spokojne miejsce w najdalszym kącie magazynu i usiadły, żeby odpocząć i zastanowić się, co dalej.
Po kilku chwilach, gdy odzyskały normalny oddech, Jantar spojrzała na Miriam i uśmiechnęła się do niej, po czym odezwała się z pewną dozą nieśmiałości.
– Miriam, posłuchaj. Zakochałam się w mojej ofierze! – odetchnęła z ulgą, że wyrzuciła to wreszcie z siebie. – Dlatego nie mogłam go zabić. Spędziliśmy razem cudowne chwile, a nawet lata – zobaczyła zdziwienie w oczach Miriam.
– Jak to, lata? Przecież opuściłaś stację parę dni temu! – wykrzyknęła, zatykając sobie usta, bo zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinny robić hałasu.
– Widzisz, czas na Ziemi płynie inaczej. Tu minęło kilka dni, a na Ziemi – kilka lat.

Nagle rozległ się przeraźliwie głośny sygnał syreny alarmowej. Właśnie zauważono zniknięcie agentki Jantar i zarządzono poszukiwania. Jednocześnie z megafonu rozległ się głos: Agentki Jantar i Miriam, poddajcie się. Nie macie żadnych szans. To tylko kwestia czasu, kiedy zostaniecie ujęte i postawione przed oblicze rady – głos brzmiał zdecydowanie i złowieszczo.
– A więc, niestety, już wiedzą, że jesteśmy razem – pomyślała Jantar. – Nie ma już odwrotu, obie jesteśmy w to wmieszane. Tylko skąd się dowiedzieli o współudziale Miriam?
– Miriam, poddaj się. Powiesz, że cię zmusiłam! Nic ci nie zrobią! – błagała Jantar.
– Nic z tego, kochana, razem wdepnęłyśmy w niezłe bagno. Nie zostawię cię samej. Ty zrobiłabyś to samo na moim miejscu.
Kobiety padły sobie w ramiona, czując ogromną siłę przyjaźni.
W tej samej chwili usłyszały tupot kilku biegnących w ich stronę
żołnierzy. Mocniej przywarły do ściany, próbując nawet nie oddychać, aby nie zdradzić miejsca swej kryjówki. Wydawało im się, że bijące głośno serca zdradzą miejsce ich ukrycia.
Gdy żołnierze przebiegali tuż obok, Jantar nagle usłyszała szept
Alexa:
– Jantar, gdzie jesteś? Chcę ci pomóc. Jantar, Jantar...
Miriam szturchnęła ją boleśnie w bok, pytając oczami: co robimy? Alex kochał Jantar, więc można było przypuszczać, że rzeczywiście chce jej pomóc, ale z drugiej strony był jednym z najważniejszych członków rady. Jego zdanie było często decydujące. A może chciał zasłużyć na uznanie przewodniczącego, łapiąc uciekinierki? Na razie postanowiły się nie ujawniać. Trzeba było znaleźć jakieś bezpieczne schronienie na noc i porozmawiać o możliwościach rozwiązania problemu.
Kiedy już ucichły kroki ścigających ich Kromerian, rozejrzały się spokojnie po magazynie. Postanowiły schować się w starym czołgu, pochodzącym z lat drugiej ziemskiej wojny światowej. Wczołgały się do środka, nieźle się przy tym trudząc.
– Jak oni mogli jeździć w takich puszkach? – roześmiała się Miriam – Przecież tu nawet nie można się wyprostować.
Tej pełnej energii młodej agentce nie brakowało nigdy poczucia humoru.
Jantar była bardziej przerażona. Pomyślała nawet o kamuflażu. Mrugnięcie oczami i kolor jej ubrania zmienił się na identyczny z otoczeniem. Posunęła się nawet dalej, jej włosy przybrały kolory

wojskowej panterki z XX wieku.
– O, kurczę, a ty? – spojrzała na jaskrawo ubraną przyjaciółkę. Dla niej nie mogła nic zrobić. Rozejrzała się wokół. Obok, na miejscu dla telegrafisty, leżało oryginalne wojskowe moro z czasów drugiej wojny światowej.
– Załóż to! – wyciągnęła ubranie w stronę Miriam, która dopiero teraz zauważyła zmianę w wyglądzie Jantar.
– Ekstra! – wydukała zadziwiona jej pomysłowością.
Dziewczyny rozsiadły się w miarę wygodnie w czołgu, o ile w takiej puszce można mówić o jakiejś wygodzie.
– Wiesz, cały czas się zastanawiam, jak mogło do tego dojść? –
zapytała Miriam. – Przecież mamy zabezpieczenia przed uczuciami.
– Tak, macie wszyscy – zawiesiła na chwilę głos – z wyjątkiem mnie.
Miriam z każdą upływającą chwilą przekonywała się, ile tajemnic ma w sobie ta super–agentka, nazywająca się jej przyjaciółką.
A ona ciągnęła dalej:
– Zdolności przekazane mi przez matkę stworzyły w mojej głowie blokadę. Dlatego nie podziałało na mnie pranie mózgu, tak jak na wszystkich obecnych tu na stacji Kromerian.
Zdziwienie Miriam rosło z każdą chwilą tej rozmowy.
– No dobrze, ale jak to się stało? Opowiedz coś o tym Ziemianinie – prosiła z błagalnym spojrzeniem. Rosła w niej ciekawość, jak w każdej kobiecie. – Co takiego ma w sobie ten człowiek, że dla niego tyle zaryzykowałaś? – pytała dalej, z coraz bardziej rosnącą ciekawością.
– Nie wiem, czy jesteś w stanie to zrozumieć – szepnęła Jantar.
– No wiesz, nie obrażaj mnie. Miałam najlepsze wyniki na teście inteligencji, oczywiście po tobie – oburzyła się.
– Nie gniewaj się, ale to jest takie inne, niż wśród nas –Kromerian. Czujesz, że jesteś kochana, a nie tylko pożądana. Czujesz, że jesteś ważna, twoje zdanie się liczy, masz tyle do powiedzenia. Ludzie wiążą się w stałe związki, oczywiście nie wszyscy. Mają dzieci, które wspólnie wychowują, tworzą rodziny.
– Jakieś bajki mi tu opowiadasz!
– Wiedziałam, że tego nie zrozumiesz. Nie obrażaj się, gdyby mi to ktoś opowiedział, zanim to przeżyłam, nie uwierzyłabym mu. Kiedyś opowiem ci całą tę historię. Teraz powinnyśmy się zdrzemnąć.
Jantar przymknęła oczy i prawie natychmiast zasnęła. Miriam długo nie mogła usnąć. Myślała o tym, co usłyszała. Wydawało jej się to piękne, ale niemożliwe. Może Jantar sobie to wszystko wymyśliła.

Obudził je trzask otwieranej klapy w czołgu i krzyki żołnierzy. Znaleźli je.