Bajka komputerowa.
Franek wpadł do domu zziajany i cały czerwony z emocji. To
już, jeszcze moment, jeszcze chwila i wreszcie będzie mógł wrócić do swojego
ulubionego zajęcia.Rzucił w kąt przedpokoju plecak, zsunął buty i już miał
zamiar pobiec na piętro do swojego pokoju, gdy nagle z kuchni dobiegł głos mamy
- Cześć kochanie,
jak było w szkole?
- W porzo - rzucił
od niechcenia.
- Jesteś głodny?
Zrobić Ci coś do jedzenia?
- Później, mamo-
zniecierpliwienie sięgało zenitu.
Pobiegł, czym prędzej do swojego pokoju, włączył komputer,
zasiadł z wypiekami na twarzy przed monitorem i czekał. Odpalanie komputera
trwało całą wieczność. Tak mu się przynajmniej wydawało.
-Jak długo można
czekać? - Mruczał sam do siebie, stukając palcami o blat biurka z dużym
zniecierpliwieniem. Komputer powoli wczytywał kolejne poziomy gry. Wreszcie
jest. Pojawiła się plansza startowa i już, już miał zacząć, gdy do pokoju
weszła mama z talerzem kanapek.
- No, nie, znowu ten komputer?! – Wykrzyczała z nieudawaną
złością. – Zająłbyś się czymś pożytecznym, przeczytałbyś jakąś książkę, pobawił
się z bratem, albo weź się za lekcje.
Franek przekręcił się na swoim krzesełku i z wyrzutem
spojrzał na mamę.
- No, weź przestań…mamo!
Mama postawiła talerzyk na stoliku i z głębokim westchnieniem
zamknęła za sobą drzwi. Franek słyszał jej ciche mruczenie pod nosem, jej kroki
po schodach i z ulgą pomyślał, że ma ją z głowy. Odwrócił się z impetem w
stronę komputera, aż zatrząsł się cały monitor. Trochę się przestraszył, ale:uff!,
Wszystko w porządku. W końcu …Start.
Monitor komputera zamigotał dziwnym zielonym, oślepiającym
blaskiem. Franek pomyślał: - ale czad.
Nowy poziom, ale ekstra. Ekscytacja chłopca sięgnęła zenitu.
- Co jest? – zdenerwowany zaczął klikać różne klawisze. Nic
się nie zmieniało. Zielone światło pulsowało. Zaczęło być to trochę
denerwujące. Jak długo to jeszcze potrwa?
Nagle światło zaczęło ogarniać cały pokój Franka. Chłopiec nie
rozumiał, co się dzieje. Poczuł dziwny podmuch wydobywający się jakby z
monitora komputera.
- Przecież to niemożliwe –pomyślał.
Podmuch stawał się na przemian ciepły, na przemian zimny.
Raz odpychał go od monitora, raz przyciągał.
Czuł, że coś jest nie tak. Pomyślał o wirusie. No nie, tylko
nie to! Łupnął pięścią w blat biurka, rumieńce emocji i złości oblały mu twarz.
Chwycił się obiema rękami za krawędź biurka, jakby chciał przytrzymać się go na
wypadek gdyby podmuch stał się silniejszy. Niestety obawy nie były płonne.
Nagle światło zaczęło przybierać realistyczne kształty. Franek patrzył i patrzył
i nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Zieleń zaczęła przybierać kształt. Był to
rozlany, lepki, nieregularny Glut. Glut zaczął nabierać wygląd przypominający
coś, co Franek mógł opisać. Miał długie macki, które powoli zaczęły wyciągać
się jego stronę. Chłopiec gwałtownie odepchnął się rękami od biurka i wylądował
pod półka z książkami, które z hukiem runęły na podłogę. Spojrzał na leżące
książki. Leżały bezładnie rozrzucone po podłodze, jedna z nich otworzyła się
szeroko na jednej ze stron. Franek nie
miał czasu by przyjrzeć się temu uważniej, bo Glut zaczął wylewać się z ekranu.
Oczy chłopca robiły się coraz większe ze zdziwienia i z przerażenia. Chciał zawołać
mamę na pomoc, ale głos uwiązł mu w gardle.
- Mamo!, Mamooo!- darł się w niebogłosy, ale z jego ust nie
wydobywał się żaden dźwięk.
Patrzył z przerażeniem jak Glut wylewa się na środek pokoju
i zaczyna kręcić bączki. W tym miejscu zaczęła tworzyć się lej. Robił się coraz
większy i większy i większy…
Poczuł przyciągająca siłę , która bezlitośnie wciągała
wszystko z jego pokoju. Najpierw zniknął w nim komputer, potem zaczęło zsuwać
się do niego wszystko…kosz z zabawkami, krzesło stojąco nieopodal, szafka. Poczuł,
że krzesło , na którym siedzi zaczyna się powoli przesuwać w stronę
powiększającej się dziury, z której coraz częściej wyglądała roześmiana mordka
Gluta. Złapał się obiema rękami za klamkę drzwi i walczył. Walczył, ale czuł, że
sił nie starczy mu na długo. Nagle jego wzrok padł na rozwartą książkę, która
wcześniej spadła z półki. Przetarł spocone czoło i oczy wolną ręką .Zobaczył
,że litery z książki zaczynają spływać jak rozżarzona lawa. Pomyślał, że to już
koniec.
- Skończę życie w jakiejś zielonej czeluści w towarzystwie
obrzydliwego , lepkiego Gluta. – jęknął.
Nagle z literek spływających z książki zaczął formować się jakiś
kształt. To był Literkowy Rycerz. Trzymał w ręku Literkowy Miecz. Rycerz zaczął
powoli zbliżać się do ziejącej , zielonej czeluści. Machał przed sobą literowym
mieczem, ciął zapamiętale zielone, glutowate macki. Walka trwał krótko, ale
była strasznie zaciekła. Glut odpierał ataki rycerza, pluł zielonymi mackami, ale
z każdym cięciem rycerza wydawało się ,że otwór staje się coraz mniejszy i
mniejszy i mniejszy. Aż wreszcie zupełnie zniknął. Wszystko nagle się
skończyło, tak jak nagle się zaczęło. Franek przetarł oczy. Glut zniknął, lej w
podłodze pokoju też, wszystko wróciło do normy. Tylko Literkowy rycerz
uśmiechał się do Franka i powolnym krokiem zmierzał do swojej książki.
Franek otrząsnął się. Spojrzał na książkę, która otwarta
leżała na podłodze. Podniósł ją, podszedł do komputera, wyłączył go z dużą ulgą
. Usiadł na kanapie i spojrzał na okładkę książki, którą trzymał w dłoniach.
Widniał tam złocisty napis „Literkowy Rycerz i zielony Glut”. Zaczął czytać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz