ROZDZIAŁ 7.
Jantar i Marcus usiedli obok siebie na tarasie
ze szklaneczkami whisky w dłoniach. Patrzył na nią jak na zjawę, nie widział
jej siedem lat.
Aurora nadal tkwiła w swoim pokoju,
nawet nie zeszła na kolację. Była obrażona.
Jantar wiedziała, że musi mu
powiedzieć całą prawdę, ale czy w to uwierzy i jak to przyjmie. Tego nie była
pewna.
-Mam ci tyle do powiedzenia, że
nie wiem, od czego zacząć.
-Najlepiej od początku- roześmiał
się. Zawsze był człowiekiem pełnym poczucia humoru.
-Moja historia jest
nieprawdopodobna.
-Jestem przecież badaczem, często
spotykam się
z rzeczami nieprawdopodobnymi.
Patrzyła na niego uważnie, trochę
się zmienił przez te ziemskie lata, a ona nic a nic. Trochę ją to peszyło.
Upływ czasu najbardziej było widać po Aurorze. Choć widziała ją tylko przez
krótka chwilę trudno nie było zauważyć, że z małej pięcioletniej dziewczynki
zmieniła się w zbuntowana nastolatkę.
-Alex i ja. . . –zaczęła swoją opowieść.
Wyraz twarzy Marcusa nagle zmienił się.
-Więc jednak. Banalnie a nie
nieprawdopodobnie. Coś was łączy, tak? Dla niego nas opuściłaś?! –prawie
krzyczał-Nie powinienem był ci pomagać. Jak śmiałaś tu w ogóle przychodzić?!
Marcus był wyraźnie wzburzony,
wstał, odstawił szklankę na stolik i poszedł kilka kroków w kierunku plaży?
Jantar pobiegła za nim.
-Źle mnie zrozumiałeś, to nie
tak.
-A jak? Jaką bajeczkę teraz
wymyślisz? Ciekaw jestem, do jakiego kłamstwa się posuniesz. !
Była zdruzgotana. Nie uwierzy jej
teraz w nic, co mu powie.
Postanowiła jednak spróbować, to
było jedyne wyjście.
-Proszę, wysłuchaj mnie! Co masz
do stracenia? Później mnie ocenisz.
Popatrzył na nią z lekkim
niesmakiem.
-Mów!
-Jestem Kromerianką.
-Co? To jakaś sekta?. Myślałem,
że masz więcej oleju w głowie.
-Wysłuchaj mnie do końca, proszę.
Nie pochodzę z Ziemi tylko z Kromeri, z planety o nazwie Kromeria.
-Czegoś się naćpałaś? To tak się
teraz nazywa zdrada?- kpił- Przestań wreszcie bredzić, mów prawdę!
-No właśnie chcę ci powiedzieć, a
ty mi ciągle przerywasz. W dniu, kiedy mnie pierwszy raz zobaczyłeś przybyłam
ze stacji orbitalnej, żeby cię zlikwidować.
-Teraz to już przesadziłaś, może mam się ciebie
zacząć bać. –szydził –Nawet gdybyś mówiła prawdę to myślisz, że nasi
astronomowie nie widzieliby krążącej wokół Ziemi obcej stacji orbitalnej. Zastanów
się.
-Dokładnie tak jest. Nasza stacja
umieszczona jest na tle słońca i nawet wasze najlepsze teleskopy widzą nas jako
jedną z wielu plam na słońcu. Zakochałam się w tobie od pierwszej chwili i dlatego nie byłam zdolna wykonać
mojego zadania.
-Niby to, czemu jacyś Krome...
coś tam, chcieliby mnie zabijać?
-Bo robisz złe dla Ziemi i dla
Kromeri rzeczy.
-Żartujesz sobie! Jestem zwykłym
geologiem. Czym niby miałbym szkodzić komuś?
-W dużym skrócie twoje badania w
przyszłości doprowadzą do zagłady Ziemi i Kromeri.
-Jak w to, że mógłbym zaszkodzić Ziemi jeszcze
mogę uwierzyć, ale czemu wam to przeszkadzało?
-Nasze planety są siostrzane i
jakaś tajemna siła niezbadana nawet przez nas,
powoduje identyczne reakcje obu
planet.
-Muszę to sobie wszystko
przemyśleć. Chodźmy do domu. -powiedział łagodniejszym tonem, jakby coś w nim
pękło.
Weszli przez taras od strony
plaży. Jantar zastanawiała się czy jej, choć odrobinę uwierzył. Może
potraktował ją jak wariatkę albo narkomankę?
Nie wiedziała, co myśleć skoro
nie uwierzył jej. To, co ma powiedzieć córce, która ją ledwie pamięta.
W domu było cicho i ciemno. Ani
śladu żywej duszy. Ciekawe gdzie przepadł Alex?
Aurora już spała w swoim pokoju,
a Gina poszła do siebie.
Usiedli w kuchni przy dużym
drewnianym stole. Marcus nalał sobie szklaneczkę whisky, nawet nie pytając jej
czy ma też ochotę. Widać było, że intensywnie myśli. Tylko, o czym? Jak niepostrzeżenie
wezwać pogotowie z wariatkowa, czy może, co on takiego zrobił, że go coś
takiego spotyka?
Jantar sama nalała sobie trunku.
Łyknęła zdrowo ze szklanki.
-Pamiętasz dzień, kiedy
zniknęłam? Należy ci się jakieś
wytłumaczenie. Posłuchasz mnie jeszcze?
Kiwnął głową z przyzwoleniem.
Wysączyła następny spory łyk
whisky.
-Przypomnij sobie, co się wtedy
wydarzyło. Zapomniałam wyłączyć żelazko, zapaliła się deska do prasowania.
Wytworzyło się zbyt dużo zabójczego dla mnie tlenku węgla. Musiałam jak
najszybciej udać się na stację po lekarstwo. Inaczej bym nie przeżyła.
Pamiętasz, że zawsze unikałam wszelkiego rodzaju ognisk, kominków
i tym podobnych rzeczy.
Marcus przyglądał się jej z
zainteresowaniem. Zaczynał wiązać pewne fakty, układała mu się całość, ale
dalej sądził, że coś kręci.
-A tak swoja drogą, ciekawe gdzie
podział się twój przyjaciel?
-Sama się nad tym zastanawiałam.
Nalali sobie po następnej
szklance whisky, powoli zaczynało jej się kręcić w głowie.
Położyła się na kanapie i tak
zasnęła. Marcus przykrył ją kocem i poszedł do swojej pustej sypialni.
Obudził ją rano codzienny zgiełk
tradycyjnego domu.
Aurora szukała swoich czerwonych
butów, Marcus w pośpiechu dopijał poranna kawę, przegryzając gorącym tostem.
Kiedy dostrzegł, że Jantar się
obudziła podszedł do niej, uklęknął przy kanapie, na której zasnęła
i wyszeptał cichutko w obawie, że kac może spotęgować
efekty dźwiękowe?
-Muszę iść do pracy, Aurora idzie
do szkoły. Czuj się jak u siebie. - skonsternował się – Przecież jesteś u
siebie.
Jedyną rzeczą, jaka się tu
zmieniła, jest obecność gosposi i troszkę inny dom, ale twój. - uśmiechnął się
do niej i ucałował w policzek. Po czy złapał teczkę i wybiegł z domu razem z
Aurorą, którą podwoził do szkoły.
Została sama w domu nie licząc
gosposi. Głowa jej pękała, pić chciało jej się
przeokrutnie. Kac męczył ją bezlitośnie.
Wstała, a raczej zwlokła swoje
ciało z kanapy
i wyszła na taras. Odetchnęła
pełną piersią świeżym morskim powietrzem. Spojrzała na wybrzeże, było piękne.
Białe grzywy fal buszowały po morzu jak rozbawione dzieci.
Ten piękny widok napawała ją optymizmem.
W tym momencie czuła wręcz
namacalnie, że wszystko może być dobrze.
Tylko gdzie podziała się ten
cholerny, Alex? –zamyśliła się. Była pewna, że jak rano się obudzi to już
będzie. Pewnie zabalował z jakąś panienką.
Wróci jak się wyśpi
Poszła do łazienki, postanowiła
wziąć ciepłą kąpiel. Pamiętała ich wspólną łazienkę, w której nieraz
baraszkowali z Marcusem do późnej nocy, a czasem do rana. Była zawsze sterylnie
czysta, ale o to zawsze dbali razem. To była Mekka ich miłości: świeczki,
dziesiątki świec, nastrojowe światło, cicha muzyka i tylko oni we dwoje.
Ta łazienka była inna, bardziej
nowoczesna, ale po kilku chwilach poczuła w tym miejscu rękę Marcusa.
Nalała sobie pełną wannę wody pachnącej
różnymi wonnościami, zanurzyła się w niej i od razu odczuła ulgę odprężenia.
Po kilkunastu minutach wyszła z
wanny, owinęła się puchatym szlafrokiem, który kiedyś należał do niej,
rozejrzała się uważnie po całym pomieszczeniu. Buły tu jej wszystkie rzeczy:
kosmetyki, ulubione ręczniki, jej szczotka do włosów. Wyszła z łazienki i
powoli rozglądając się dookoła zmierzała w stronę kuchni. Zamierzała zrobić sobie
coś do jedzenia.
W kuchni zastała krzątającą się
Ginę. Spojrzała na nią zdziwiona. Zapomniała
o jej obecności.
-Co mogę dla pani zrobić? –
uśmiechnęła się gosposia.
-Chciałabym coś zjeść.
-Zaraz coś dla pani przygotuję.
Może być jajecznica?
Skinęła głową i wyszła z kuchni.
Postanowiła rozejrzeć się dokładniej po domu. W każdym pomieszczeniu
odnajdywała swoje rzeczy. Trochę zdziwiona tym faktem, doszła do wniosku, że
Marcus na nią ciągle czekał. Mimo upływu lat wierzył, że ona wróci.
Pomyślała o Aurorze. Jak ona się
zmieniła? W przeciwieństwie do ojca,
miała do niej żal. Wcale się jej nie dziwiła. Młoda dziewczyna nie mogła pojąć
jak matka mogła ją opuścić. Postanowiła
z nią porozmawiać w cztery oczy. Tak naprawdę
szczerze.
Zeszła do salonu, ubrała się,
umalowała –postanowiła nie zdradzać się przed nikim ze swoich umiejętności.
Mogła to zrobić mrugnięciem powiek, ale wolała tradycyjnie.
Zjadła pyszną jajecznicę, którą
Gina przyniosła jej na taras. Rozsiadła się wygodnie w fotelu z filiżanką kawy w dłoniach i
zapatrzyła się w dal. Dawniej też lubiła tak siedzieć na tarasie wychodzącym na
morze i obserwować z dala przepływające statki, latające w górze ptaki, spacerujących
po plaży ludzi.
Myślami uciekła w przeszłość,
kiedy to Marcus jej świeżo poślubiony małżonek lubił jej robić niespodzianki.
Pewnego dnia, gdy siedząc na tarasie zdrzemnęła się na chwilkę, on usłał całą
drogę z tarasu do sypialni płatkami tulipanów
i obudził ją najczulszym
pocałunkiem, jaki pamięta. Zaprowadził ja bosą po ścieżce tulipanowej wprost do
łoża rozkoszy. Wtedy poczęła się ich córka.
Z rozmyślań wyrwał ją trzask
drzwi wejściowych. To Aurora wróciła ze szkoły. Niedbale rzuciła plecak w kąt
salonu i pobiegła do kuchni z dzikim
wrzaskiem zwracając się do Giny.
-Jeść!!!! Jestem głodna jak wilk.
- tupocząc po schodach wbiegła na piętro i trzasnęła drzwiami swojego pokoju.
Jantar podniosła się z fotela na
tarasie i poszła do kuchni, gdzie Gina szykowała kanapki dla Aurory.
-Ja jej zaniosę.- wzięła talerz z
kanapkami od gosposi i poszła na górę. Zapukała do drzwi pokoju.
-Proszę!- wrzasnęła Aurora pewna.
, że to Gina . - Co ty tu robisz?, Myślałam, że ojciec cię już spławił.
-rzuciła jej nienawistne spojrzenie.
-Kochanie, musimy porozmawiać.
-Nie mów do mnie „kochanie”- Nie
jesteś moją matką ! Matka by mnie
nigdy nie opuściła.
-Jestem twoja matka i zawsze nią
byłam. Musisz mnie wysłuchać.
-Niczego nie muszę. Wynoś się
stąd!- rzuciła
w nią talerzem.
Jantar ledwo zdążyła się uchylić
i głęboko westchnęła. Podeszła do niej, usiadła na brzegu jej łóżka, chciała ją
mocno przytulić, ale bała się, że ją teraz odepchnie.
-Posłuchaj mnie dziecko.
-powiedziała łagodnie.
-Nie jestem już dzieckiem!
-No dobrze. Nie jesteś już
dzieckiem, tylko młoda damą. Proszę
wysłuchaj mnie.
Nie zwracając uwagi na mściwe
spojrzenia swojej córki, zaczęła snuć
swoją opowieść pomijając fakt o zadaniu likwidacji Marcusa.
-Nie wierzę w ani jedno twoje
słowo! Wszystko sobie wymyśliłaś, żeby ukryć tego swojego kochasia. - rozżalona
Aurora przez łzy wyrzucała z siebie wszystkie żale.
-Mogę ci to udowodnić, że nie
jestem Ziemianką.
-Ciekawe jak?
-Spójrz na mnie uważnie i patrz
mi ciągle prosto w oczy?
Zamrugała powiekami w odpowiednim
algorytmie i nagle jej czarne, długie włosy zrobiły się jasne i krótkie.
Szlafrok zamienił się w futurystyczny kombinezon, jakiego często używała na
stacji.
Oczy Aurory zrobiły się wielkie
jak talerze. Widać było, że zrobiła na niej wrażenie.
-Jak?. . Jak?. . To zrobiłaś?
–zdumienie córki nie miało granic.
-Widzisz to taka zdolność, którą
odziedziczyłam po matce, tylko niektórzy Kromerianie są nią obdarzeni.
-Zauważyła, że lody między nimi zaczynają topnieć.
-Zaraz, zaraz. -wpadła na pewien
szaleńczy pomysł. Jeśli ona odziedziczyła tą cechę po matce to może Aurora też.
. . . -Czegoś spróbujemy. Zamknij oczy i
posłuchaj, co masz zrobić, potem je otwórz i zrób dokładnie to, co ci powiem.
Zafascynowana tym, co zobaczyła,
Aurora posłusznie zamknęła oczy. Usiadły wygodnie naprzeciwko siebie na łóżku i
Jantar zaczęła jej tłumaczyć prostą sekwencję mrugnięć, która powinna
doprowadzić do zmiany koloru włosów.
Po kilku nieudanych próbach
Jantar aż podskoczyła do góry na łóżku.
-Spójrz w lustro.
Aurora o mało nie zemdlała z
wrażenia, kiedy zobaczyła swoje odbicie. Jej włosy z czarnych zrobiły się
jasne.
-Ale numer! To jest superanckie.
Mamo jesteś niesamowita. Nauczysz mnie jeszcze czegoś?- Lody pomiędzy nimi
zaczynały błyskawicznie topnieć.
-Zobaczymy, będziemy musiały
spróbować, nie wiem na ile moje zdolności przeszły na ciebie.
-Koleżanki mi nie uwierzą.
-entuzjazmowała się Aurora.
Tego Jantar nie przewidziała.
Nigdy nie była ziemska nastolatką.
-Kochanie, nikt nie może o tym
wiedzieć po za nami. Nawet tata o tym nie wie. Zdumiała się, że wczoraj podczas
rozmowy z Marcusem nie użyła tej prostej sztuczki, żeby uwiarygodnić swoje
słowa.
-Jak to? –naburmuszyła się
dziewczynka.
-Gdyby ludzie się dowiedzieli o
czymś takim,
w najlepszym przypadku
potraktowaliby cię jak dziwadło, albo nawet wzięli cię na jakieś badania, a
tego chyba byś nie chciała. Pokazałam ci to tylko, dlatego, żebyś mi uwierzyła.
-No tak. -zasmuciła się.
Spojrzała już na matkę innym
wzrokiem, była bardziej dojrzała niż się wydawało.
Jantar zrozumiała, że ma w córce
sojusznika od tej chwili, a wystarczył taki prosty zabieg.
-Pokażę ci jeszcze parę sztuczek,
ale później, dobrze?
-Dobrze mamo. Jak dobrze, że
wróciłaś- rzuciła się jej na szyję, ściskając tak mocno, że o mało jej nie
udusiła.
Potem długo rozmawiały. Jantar
opowiadała jej o sobie, o swoim
dzieciństwie na Kromeri, pomijając szczegóły dotyczące zagłady. Nie chciała jej
przestraszyć, a tym bardziej ujawnić pierwotnego celu przybycia na Ziemię.
Usłyszały trzaśnięcie drzwi.
Jantar natychmiast powróciła do swojego poprzedniego wyglądu.
-Co mam robić mamo? –przerażona
Aurora pytająco spoglądała na matkę.
-To samo, co za pierwszym razem
tylko w odwrotnej kolejności.
-Nie pamiętam!
Szybko podała jej sekwencje
mrugnięć.
W ostatniej chwili zdążyły usunąć
oznaki nieziemskiej interwencji, gdy do drzwi zapukał Marcus.
Wszedł do pokoju i zobaczył dwie
najbliższe sercu kobiety siedzące naprzeciwko siebie na łóżku i śmiejące się do siebie.
-O widzę, że zawarłyście rozejm.
-powiedział zadowolony z rozwoju wypadków.
-Aurora to mądra dziewczyna –
roześmiała się Jantar - Mądrzejsza od ciebie. -mrugnęła porozumiewawczo do
córki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz