ROZDZIAŁ. 5
Obudziła się w pędzącym samochodzie. Alex za
kierownicą podśpiewywał sobie jakąś pioseneczkę. Zaczynało świtać.
-O wyspałaś się? – zapytał
wesoło, nie wyglądał na zmęczonego.
-Nawet nie mam pojęcia, kiedy
zasnęłam. Gdzie jesteśmy?
-Właśnie dojeżdżamy do Sydney. To
chyba jakieś duże miasto w tej Australii.
Jego brak znajomości geografii
zawsze ją denerwował . Alex zazwyczaj
się tłumaczył, że nie potrafi tego zapamiętać –tyle lat, tyle misji, tyle dziwnych
nazw. Ciekawe czy wiedział, że to wyspa? –rozmyślała – Będą musieli się stąd
wydostać, żeby jak najskuteczniej zgubić ślad. Tylko skąd wziąć pieniądze na
bilety lotnicze? – Jantar dobrze znała realia ziemskiego życia. Nie masz kasy,
nie żyjesz.
-Masz jakiś pomysł, co dalej?
-miała nadzieję, że coś wymyślił podczas podróży.
-Myślałem o tym, ale nic
konstruktywnego nie przychodzi mi do głowy.
Boże, jak on został agentem i
jednym z głównych członków rady.
-Zdajesz sobie sprawę, że
jesteśmy na wyspie
i łatwo nas tu zlokalizują.
Trzeba się bardziej wmieszać w tłum. Wyjechać stąd. –przekonywała, a po za tym
chciała się znaleźć bliżej Marcusa. Z Australii do Europy kawał drogi.
-No to, co za problem?- próbował
zignorować temat.
-A masz kasę?- zirytowała się.
-Nie pomyślałem o tym, cholera
jasna.
-Na razie znajdźmy jakiś hotelik
i odpocznijmy trochę.
-Dobry pomysł. -podchwycił Alex.
Zaparkowali przed niewielkim
motelem przy szosie. Słońce już na dobre rozgościło się na niebie. Był
przyjemny, ciepły poranek. Wynajęli mały pokoik. Oboje rzucili się na łóżka
jakby nie spali tydzień.
Jantar obudziła się pierwsza.
Rozejrzała się po obskurnym pokoju hotelowym. Po suficie maszerował karaluch,
aż nią wstrząsnęło na ten widok. Alex spał jak zabity. Zeszła do recepcji i
porosiła o połączenie z Francją na koszt abonenta. Jedynym wyjściem było
zadzwonienie do Marcusa i poproszenie go o przesłanie pieniędzy. Nie
wiedziała ile dokładnie minęło czasu od jej zniknięcia, ale miała nadzieję, że
jej pomoże.
Czekała wieki, aż recepcjonista
połączył się
z podanym mu numerem i długo
tłumaczył coś komuś po drugiej stronie telefonu. W końcu odłożył słuchawkę.
-Co się stało? –krzyczała w
rozpaczy Jantar, była pewna, że Marcus da jej szanse rozmowy.
-Pani, która odebrała telefon,
powiedziała, że nie przyjmuje żadnych dziwnych telefonów podczas nieobecności
właściciela domu. Jest mi pani winna 20 dolarów. –odparował bezczelnie pan z recepcji.
-Proszę dopisać do rachunku –
rzuciła i wybiegła na zewnątrz zaczerpnąć świeżego powietrza.
Nie mieściło jej się w głowie, że
przez ten czas Marcus znalazł sobie jakąś nową kobietę.
Tylko to w tej chwili
przychodziło jej do głowy.
Trudno, tak naprawdę nie wie ile
minęło czasu od jej zniknięcia. Zadzwoni jeszcze raz. Nie ma innego wyjścia,
musi go przekonać, żeby jej pomógł przynajmniej ten ostatni raz.
Wróciła do pokoju, Alex spał
dalej w najlepsze. Położyła się na łóżku i obserwowała karalucha spacerującego
w najlepsze po suficie Towarzysz jej niedoli zamruczał przez sen i przewrócił
się na drugi bok. Zastanawiała się, co się mogło wydarzyć w jej ziemskim domu
na pięknej francuskiej riwierze. Skąd wzięła się tam jakaś kobieta?
A
tak swoją drogą musi się zorientować ile minęło czasu.
Zeszła ponownie do recepcji i
poprosiła recepcjonistę o kalendarz. Ze zdziwieniem spojrzała na wskazany przez
niego kalendarz wiszący na ścianie.
24 maja 2006.
To już tyle lat? Niewiarygodne.
Minęło siedem lat. Dla niej było to zaledwie kilka dni. Ach ta różnica czasu!
Ile lat ma jej córeczka? Jak opuszczała dom miała 5 lat, to teraz musi mieć12.
Była w szoku.
Chciała się jeszcze zdrzemnąć,
ale sen nie przychodził. W głowie kołatało się miliony myśli.
-O !Już nie śpisz!- odezwał się
ziewając Alex. Przeciągnął się na łóżku beztrosko. Jakby obudził się w swojej
loży na stacji.
Wstał, podszedł do niej, usiadł
obok, objął ją swoim muskularnym ramieniem, przytulił mocno do siebie.
-Nie martw się, wszystko będzie
dobrze. - wydyszał jej prosto w ucho. Wiedziała, czego chce. Kromerianie nie
bawili się w grę wstępną, od razu przechodzili do rzeczy.
Alex przewrócił ją
bezceremonialnie na łóżko
i od razu zaczął rozpinać
spodnie. Nawet nie miała ochoty protestować. W końcu sex to najlepszy sposób na
odprężenie.
Kochali się długo i namiętnie.
Jantar odczuwała jednak różnicę
pomiędzy miłością z Kromerianinem a człowiekiem. Kiedyś jej to wystarczało.
Teraz czuła niedosyt. Została zaspokojona seksualnie, ale czegoś jej brakowało.
Alex wstał i ubrał się bardzo
szybko.
-Ale jestem głodny – zakomunikował-
Może byśmy coś przekąsili?
-A masz pieniądze? Zapomniałeś,
że na Ziemi trzeba za wszystko płacić –zazgrzytała ze złością zębami, zła na
niego, że nic nie robi w tym kierunku.
-No fakt. -przyznał ze
zrezygnowaniem w głosie.
Jantar postanowiła ponowić próbę
kontaktu
z Marcusem.
Zeszła ponownie do recepcji,
podczas gdy Alex brał prysznic. Za lada stała młoda, miło wyglądająca kobieta.
Przynajmniej nie będzie musiała się tłumaczyć z poprzedniej odmowy połączenia.
Poprosiła o połączenie na koszt
abonenta z Francją. Kobieta
uśmiechnęła się przyjaźnie i
wykręciła podany numer. Prawie natychmiast podała jej słuchawkę.
-Halo! Kto mówi?- odezwał się w
słuchawce ukochany głos Marcusa.
-To ja, Jantar. -odezwała się cichutko.
-Słabo słyszę, proszę mówić
głośniej! -krzyczał do słuchawki Marcus.
-To ja –powtórzyła już głośniej i
pewniej –Jantar.
Na chwilę zapanowała cisza.
-Jantar? Moja Jantar?- pytał z
niedowierzaniem.
-Marcus, kochanie mam do ciebie
ogromną prośbę. Tylko na ciebie mogę liczyć. Pomóż mi. - błagała.
-Dzięki bogu dziewczyno , ty
żyjesz. Gdzie ty jesteś? Co się z tobą działo przez te wszystkie lata? Wszędzie
cię szukałem. -wyrzucał z siebie jednym tchem.
-Nie mam czasu ci teraz tego wszystkiego tłumaczyć. Musisz mi pomóc,
żebym mogła do was wrócić. Zaufaj mi.
-Co mogę dla ciebie zrobić?
-Potrzebuje pieniędzy na dwa
bilety lotnicze z Sydney do
Francji i na rachunek za hotel. Przyślij mi na adres hotelu ‘’Star’’ w Sydney.
-Na dwa bilety?- usłyszała pewien
niepokój w jego głosie.
-Tak, dla mnie i dla Alexa.
-Jakiego Alexa?- zaniepokoił się
Marcus.
-Kochanie wszystko ci wytłumaczę
jak się zobaczymy. Nie jestem tu bezpieczna!
-Dobrze, podaj mi dokładny adres,
najpóźniej jutro rano będziesz miała pieniądze.
Podała mu niezbędne informacje i
pożegnała się
z nim czule.
Wróciła do pokoju. Alex właśnie
skończył brać prysznic.
-Szkoda, że nie przyszłaś
wcześniej. Dołączyłabyś się do mnie.
Jego beztroska doprowadzała ją do
szału.
-Jutro rano będą pieniądze-
rzuciła od niechcenia, uważnie obserwując jego reakcję.
-No coś ty! Wykopałaś je spod
ziemi, czy napadłaś na bank? -roześmiał się.
-Jakbym napadła na bank, kasę
miałbyś już, a nie jutro – obruszyła się.
Dziwiła ją trochę jego
nonszalancja, ale ostatecznie nigdy dłużej nie przebywał poza stacją.
-No już daj spokój, powiedz skąd
wzięłaś kasę? -Alex trochę się naburmuszył.
-Poprosiłam o nią Marcusa.
-Tego Ziemianina, którego miałaś
sprzątnąć?- Wyraz jego twarzy był, co najmniej dziwny- Czyś ty oszalała?
Dlaczego miałby ci coś dawać?- Alex nie mógł wyjść ze zdziwienia?- Coś ty
nawyrabiała się dziewczyno?!
Dopiero teraz Jantar zorientowała
się, że niewiele wiedzieli o przebiegu jej misji na Ziemi. Było to bardzo
dziwne, bo zawsze mieli pełny wgląd
w przebieg sytuacji.
Zaczęła się zastanawiać nad tym,
postanowiła podpytać Alexa, co o tym wie.
Resztę dnia spędzili na pogawędce
właściwie o niczym, zjedli pierwszy
porządny posiłek od wczoraj i odpoczywali. Póki nie dotrą pieniądze nie mieli
się po co ruszać z hotelu. Jantar zadzwoniła jeszcze na lotnisko rezerwując
bilety na jutro do Francji. Wieczorem położyli się spać, trzeba było dobrze
wypocząć przed dalszą podróżą. Na razie się nic nie działo, nikt ich nie szukał,
ale nie wiadomo co będzie jutro, kiedy
ruszą na lotnisko w samo południe, bo nocne loty były zajęte.
Rano Jantar bez problemów
odebrała pieniądze przysłane przez Marcusa. Zapłaciła rachunek za hotel i
jedzenie. Świerzbiło ją by wspomnieć
o karaluchu, ale dała spokój. Nie chciała za bardzo zwracać na siebie
uwagi.
Bez najmniejszych przeszkód
dotarli na lotnisko, przeszli odprawę celną i zajęli miejsca
w samolocie lecącym do Nicei.
Jantar była trochę zdziwiona
brakiem problemów i oznak pościgu. Czyżby ich nikt nie szukał? Przecież się już
na pewno zorientowali, że uciekli.
Podróż była długa, więc drzemali.
Jantar śniła o swoim ukochanym.
Jak na jawie widziała go, jak na nią
patrzy przy pierwszej wspólnie pitej kawie w jego domu? Trzymał ją za rękę
przez cały czas, jakby obawiał się, że mu ucieknie. Wstał, podszedł do niej,
przytulił ją mocno i głęboko spojrzał jej w oczy.
-Może ci się wydawać to dziwne,
co ci za chwilę powiem- pochylił się nieci do przodu -Kocham cię dziewczyno.
Zakochałem się w tobie w chwili, gdy cię
pierwszy raz ujrzałem-wyszeptał nieśmiało.
Ugięły się pod nią nogi. Była to
ostatnia rzecz, którą spodziewała się od niego usłyszeć. Za paskiem uciskał ją
dezintegrator przypominając o tym,
co powinna teraz zrobić. Sytuacja była idealna, żadnych świadków.
Marcus przycisnął ją do siebie i
namiętnie pocałował. Zatopiła się w tym pocałunku bez reszty.
Pociągnął ją na kanapę. Zaczął
delikatnie rozpinać jej bluzkę, obsypując pocałunkami najpierw jej twarz, potem
szyję. W tym momencie eletryzująca myśl przeleciała jak błyskawica przez jej
mózg- Dezintegrator! Znajdzie go!
Wyrwała się z jego objęć
gwałtownie, jednocześnie całą sobą pragnąc tego, co miało się za chwilę
wydarzyć.
-Poczekaj, zaraz wrócę!- prawie
krzyczała – Nie ucieknę, tylko mi powiedz gdzie jest łazienka.
Marcus uśmiechnął się i wskazał
drzwi tuż obok kuchni.
Jantar pobiegła szybko we
wskazanym kierunku zastanawiając się, co zrobić z bronią. Weszła do
pomieszczenia, które lśniło czystością, jakby nigdy nikt z niego nie korzystał,
rozejrzała się wokół. Zdjęła sweter, owinęła nim broń i wcisnęła jak najdalej
mogła pod wannę.
Wróciła do salonu. Marcus w tym
czasie zapalił kilka świeczek, nalał do kieliszków czerwone wino, zgasił
światło, włączył cichutko jakąś nastrojową muzykę i uśmiechał się do niej
zachęcająco.
-Chodź tu kochanie. Wina?-
zapytał.
Skinęła głową i wzięła od niego
kielich pełen jakiegoś purpurowego płynu, którego nigdy wcześniej nie piła.
Przytulił ją mocno do siebie.
Było tak pięknie i cudownie.
Nigdy jeszcze się tak nie czuła.
Marcus powoli i delikatnie
ściągał z niej wszystkie części ubrania. Całował ją czule przy tym, był
delikatny.
Jantar poddała się bezwolnie jego
pieszczotom. Była w siódmym niebie.
Ze snu wyrwał ją wstrząs
samolotu. Otworzyła gwałtownie oczy i z przykrością stwierdziła gdzie jest.
-Co się dzieje? – przeraziła się,
przypomniała sobie wszystkie tragiczne wypadki samolotów, w
wyniku, których ginęli ludzie, a jednocześnie taka sama liczba
Kromerian.
- Nic, kochanie. To tylko
turbulencje. - uspakajał ją Alex.
Poczuła silny wewnętrzny ból, że
znajduje się tu w samolocie, a nie w
objęciach Marcusa.
-Wiesz zastanawiam się, dlaczego
akurat lecimy do Nicei ?- powiedział fałszywie Alex- To tam mieszka ten twój?
-Po co pytasz? –Przecież dobrze
wiesz, że w Marsylii. -
wzruszyła ramionami Jantar. -Ktoś nam musi pomóc, a on jest jedynym człowiekiem
godnym zaufania, którego tutaj znam. –Wiedziała, że Alex orientuje się
doskonale
w sytuacji, przecież był jednym z
ważnych członków rady i sam ją tam wysłał. Powoli przestawała mu ufać, coś
niepokoiło ją w jego zachowaniu.
-Dlaczego ty mi właściwie
pomagasz? –zapytała od niechcenia, ciekawa, co jej odpowie.
-Przecież cię kocham,
zapomniałaś? Mam zamiar walczyć o ciebie z tym cholernym Ziemianinem.
Alex nie zdawał sobie sprawy, że
nie ma szans. Czyżby nie wiedział o istnieniu, Aurory?
Coś jej w tym wszystkim nie
pasowało. Postanowiła dalej nie drążyć tematu. Tylko bardzo uważnie go
obserwować.
Wylądowali w Nicei zgodnie z
planem lotu. Postanowili natychmiast
udać się do domu Marcusa na plaży w Marsylii. Wynajęli samochód i po kilkugodzinnej
jeździe podjechali pod sam dom na plaży. W środku było ciemno, pootwierane
okiennice swobodnie stukały w rytm wiatru.
Coś było nie tak. Marcus był
pedantem, nie mógł zostawić tak beztrosko domu. Na tarasie walały się
poprzewracane krzesełka. Podeszli cicho pod tylne drzwi domu. Okazało się, że
są otwarte. Weszli do środka. Ich oczom ukazał się niewiarygodny widok. Cały
dom był zdemolowany. Wszystkie meble poprzewracane, dziury w ścianach niewyobrażalnych rozmiarów.
Jantar wiedziała, że takie ślady zostawia Kromeriańską broń. Była przerażona.
Gdyby wczoraj nie rozmawiała z Marcusem, myślałaby o najgorszym. Jednak
tragedia mogła się wydarzyć podczas ich wielogodzinnego lotu. Spojrzała
nieufnie na Alexa . Widok domu nie sprawił na nim większego wrażenia.
-Boże, co tu się stało? – załkała
Jantar.
-Nie ma śladów walki, szukali
kogoś, ale chyba nie znaleźli-oświadczył beztrosko. Rozglądał się po domu z dużym
znawstwem wytrawnego agenta.
-No ekstra urządziliście sobie
gniazdko. - zadrwił nieuprzejmie.
- Nie bądź bezczelny!
-Żartowałem. - próbował
załagodzić sprawę Alex. - Nie gniewaj się.
Podniosła z podłogi roztrzaskane
zdjęcia, na których była ona, Marcus i mała dziewczynka.
-A to, kto?- zdziwił się, Alex,
wskazując palcem na dziecko.
To pytanie utwierdziło Jantar o
lukach w wiedzy rady na temat jej życia na Ziemi. Nie wiedzieli o istnieniu Aurory, chyba, że tak
dobrze grał, żeby wprowadzić ją w błąd.
-To nasza córka. Moja i Marcusa
-odrzekła uważnie obserwując jak zareaguje.
-Jak to? To niemożliwe! -szczerze
się zdziwił. Kromerianie nie mogą mieć dzieci z Ziemianami.
-A jednak mogą, jak widać- tym
razem ona drwiącym głosem zakomunikowała mu coś, o czym nie wiedział.
-Umieram z głodu. Może znajdziemy coś do jedzenia na tym
pobojowisku. - ruszył w głąb domu w poszukiwaniu kuchni.
Znaleźli jajka i usmażyli
jajecznicę. Alex zachwycał się jej smakiem.
-Pycha, nigdy niczego podobnego
nie jadłem?- Rozpływał się w pochwałach pochłaniając ogromne ilości jedzenia.
-To bardzo zwyczajne, ludzkie
jedzenie –poinformowała go Jantar, żałując, że nie ma, z czego zrobić jakiegoś
wykwintniejszego dania. To, co jedli w hotelu nie wzbudziło zachwytu Alexa,
zresztą nic dziwnego –zjedli zwykły chleb z dżemem.
-No to najwyższy czas się
porządnie się tu rozejrzeć-- zawyrokował Alex po zjedzeniu jajecznicy, z co
najmniej 6 jajek.
Przyznała mu rację, choć
najlepiej padłaby na łóżko i zasnęła na wieki.
Obeszli cały dom w poszukiwaniu
czegoś, co pozwoliłoby im ustalić, co się wydarzyło, ale nic im nie
przychodziło do głowy.
Wtedy Jantar przypomniała sobie o
sąsiadach, z którymi często
jadali kolacje na tarasie oglądając bajeczne zachody słońca.
-Chodź ! –pociągnęła Alexa w
stronę drzwi.
Pobiegli plażą w stronę
najbliższego domu. Zapukali do drzwi. Otworzyła im młoda, atrakcyjna brunetka.
Szeroko otworzyła usta ze
zdziwienia na widok Jantar.
-Dziecko, to ty? Myśmy cię już
pochowali. Co się z tobą działo? Marcus szalał z rozpaczy, a Aurora do dziś nie
może się pozbierać? -wyrzuciła jednym tchem młoda kobieta.
-Megi nie mam teraz czasu
tłumaczyć. Gdzie jest Marcus i Aurora? Co się stało w naszym domu?-
niecierpliwiła się Jantar.
-Wejdźcie do środka – zaprosiła
ich szeroko otwierając drzwi, jednocześnie bacznym wzrokiem obrzucając Alexa.
Weszli do przytulnego wnętrza,
usiedli na kanapie.
-Może herbatki? -zapytała Megi
zachęcająco. Oboje przecząco pokręcili głowami.
-Muszę wiedzieć, co się stało!
Gdzie jest, Marcus i Aurora?- gorączkowała się Jantar. -Proszę cię, jeśli coś
wiesz.....
-Spokojnie kochanie nic im nie
jest. Sprzedali ten dom dawno temu i przeprowadzili się do Nicei.
-A ten bałagan? Te dziury w
ścianach? – dopytywała się z rosnącym
niepokojem.
-To dziwna historia. Marcus
sprzedał dom kilka miesięcy po twoim zniknięciu. Nie mógł tu żyć. Wszystko
przypominało mu ciebie. Kupił podobny dom na plaży w Nicei. Kilka tygodni później,
tuż przed przeprowadzką nowych właścicieli
w nocy ktoś zaatakował dom i
tak go urządził. Od tej pory stoi pusty.
Jantar odetchnęła z ulgą. Żyją.
Nic im nie jest.
-Dziękuję ci Megi, nigdy ci tego
nie zapomnę. Kiedyś opowiem ci wszystko szczegółowo. Teraz nie mam czasu. Grozi
nam wszystkim niebezpieczeństwo. Musze ich ratować.
Wybiegli z domu zadziwionej Megi
tak szybko jak do niego wpadli zostawiając właścicielkę zaszokowaną.
A wiec są w Nicei. Zostało im
jeszcze trochę pieniędzy. Postanowili pojechać autobusem. Pobiegli prosto na
dworzec i złapali pierwszy autobus jadący do Nicei.
Rano byli na miejscu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz