ROZDZIAŁ 6.
Słońce właśnie wschodziło. Zawsze ten fakt
kojarzył jej się ze stacją. Przypomniała sobie biedną Miriam, która siedzi w
odosobnieniu tylko, dlatego, że chciała jej pomóc.
-No to jesteśmy i co dalej? –
Alex przeciągnął się po nocy spędzonej w autokarze.
-O, cholera! Zapomniałam zapytać
o nowy adres Marcusa- zdenerwowała się Jantar.
-No ładnie, o czym ty myślisz?
-wkurzył się nie na żarty. Złość zmieniła wyraz jego twarzy.
-Nie krzycz na mnie! Nie masz
takiego prawa!- odparowała Jantar. -Sam mogłeś zapytać, mądralo.
-Dobrze, już dobrze. Nie marudź.
-Lepiej coś wymyśl, bo jak na
razie to głównie ja tu myślę, a ty się opinkalasz.
-OPINKALASZ? A co to znaczy?
-zdumiał się.
-Eeeeee, jesteś stary zgred. –
zdegustowała się.- Pewnie i tego nie rozumiesz
. Pomieszkasz trochę wśród ludzi to się nauczysz.
- Zgred, to znaczy stary? Ja?
Stary? Mam tylko 362 lata- zachichotał.
Jantar zaczęła szybko myśleć jak
w najprostszy sposób zdobyć nowy adres Marcusa. Lata spędzone na Ziemi
wzbogaciły ją o doświadczenia, których nie miał Alex. Rozejrzała się po okolicy
uważnie w poszukiwaniu źródła informacji. Byli w dużym mieście pełnym turystów.
Nagle rzuciła się jej w oczy budka telefoniczna. Powinna być w niej książka z
numerami o ile nie zniszczyli jej wandale.
Pobiegli szybko w jej stronę.
Zaczęła niecierpliwie przerzucać strony książki.
-Jak się właściwie ten twój
nazywa?- Alex stał za jej plecami.
Jantar nerwowo wodziła palcem,
mrucząc pod nosem
-da.... , de... Deco jest! Marcus
Deco- Bulwar zachodzącego słońca 250. Numer telefonu 888 23 456.
Przez moment pomyślała, żeby
zadzwonić, ale jeśli znowu odbierze ta kobieta albo Aurora. Nie wiedziałaby, co
ma powiedzieć.
Zapytali przechodnia, czy to
daleko stąd. Okazało się, że nie, tylko parę przecznic w stronę morza.
Bez zastanowienia ruszyli we
wskazanym kierunku. Szybko odnaleźli właściwy dom. Był równie piękny jak ich
wspólny dom w Marsylii, otoczony wysokimi drzewami, z przepięknym widokiem na
morze. Ogród wokół wyglądał na zadbany, na podjeździe stały dwa samochody
–czerwony, mały kabriolet i duży rodzinny, czarny Ford.
Stali tak przez chwilę obserwując
dom i okolicę.
Jantar podjęła desperacką
decyzję.
-Idziemy.
Alex spojrzał na nią nieco
zdziwiony. Myślał, że opracują jakąś strategię. Ruszyli alejką wysadzaną
jakimiś cudownie pachnącymi kwiatami, których nazwy nie znał.
Zastukali do drzwi. Otworzyła im
starsza, trochę tęgawa kobieta o typowo włoskiej urodzie.
-Słucham. Państwo, w jakiej
sprawie? -zapytała zdecydowanym tonem.
-My do pana Marcusa Deco.
-Nie ma go teraz w domu. Coś
przekazać?
Z głębi domu w tym momencie
rozległ się głos młodej osóbki
-Gina, kto to?
-Nie mam pojęcia kochanie. Ktoś
do taty.
Jantar serce zaczęło mocno walić,
to jej córka, może ją zobaczy?
Jednak Aurora nie miła zamiaru
schodzić na dół.
-Czy coś przekazać? -powtórzyła
Gina.
-Nie dziękuję. Przyjdziemy
później. Do widzenia pani. -Alex odciągnął osłupiałą Jantar spod drzwi domu.
Kiedy odeszli spory kawałek,
odezwał się do milczącej, zdruzgotanej kobiety, która była jego ukochaną a
jednak cierpiała teraz na widok innej kobiety panoszącej się w jej domu?
-I, co teraz?
- Co to za baba? Żeby jeszcze,
chociaż ładna była. –Jantar jakby nie usłyszała pytania. Była zła na siebie, na
Marcusa, że nie czekał na nią, przecież zwłok nie znaleźli.
-Co mówiłeś? Zamyśliłam się.
-Pytałem, co teraz robimy dalej.
-Nic, poczekamy, aż Marcus wróci.
-A, jeśli gdzieś wyjechał? Nie
pomyślałaś o tym. Trzeba było zapytać, a nie stać jak słup.
-Sam mogłeś zapytać, mądralo.
Usiedli na ławce nieopodal domu
Marcusa, szukając jakiegoś wyjścia z sytuacji. Rozsiedli się wygodnie,
wyciągnęli przed siebie zmęczone nogi, twarze wystawili na promienie
gorącego o tej porze roku słońca.
Wokół było tak pięknie. Ptaki świergotały radośnie w koronach drzew, kwitły
drzewka pomarańczowe, ludzie spacerowali po bulwarze prowadząc ze sobą
beztroskie rozmowy. Dolatywał do nich zapach świeżo zaparzonej kawy z
pobliskiej kafejki i woń cieplutkich bułeczek. Oboje poczuli głód. Nie mieli
nic w ustach od wczoraj. Jantar pogrzebała w kieszeni i znalazła jeszcze trochę
pieniążków. Na dwie kawy i coś do jedzenia powinno wystarczyć Te zapachy
pobudziły naturalne potrzeby ich organizmów.
Jantar wskazała palcem na ”CAFE”,
zrozumieli się bez słów. Na szczęście stamtąd też było dobrze widać dom
Marcusa.
Zamówili dwie kawy , po dwa tosty
z dżemem
i z zapałem zabrali się do jedzenia. Dopiero teraz
dotarło do nich, jacy byli głodni. Wydali już wszystkie pieniądze. Co będzie
jak Marcus nie wróci do wieczora?
-Kim właściwie jest ten facet dla
ciebie? -Alex zapytał bezczelnie.
-Nie udawaj głupiego, doskonale
wiesz. Sam mnie wysłałeś, żebym go zlikwidowała.
Ledwie skończyli jeść pod dom
podjechała limuzyna, z której wysiadł właściciel domu i lekkim krokiem udał się
do środka. Jeden rzut oka Jantar i znowu wszystko stanęło jej przed oczami. Trochę się jednak zmienił.
–pomyślała –Chyba się postarzał.
-Idziemy? - zapytała.
- Idziemy!
Podnieśli się i ruszyli tą sama
alejką. Tym razem drzwi otworzył im Marcus.
-Kochanie, jesteś nareszcie! Tak
się za tobą stęskniłem. Do przedwczoraj myślałem, że nie żyjesz. Co się z tobą
działo? –wciągnął ją do środka, na Alexa nie zwracając uwagi.
-Wszystko ci wyjaśnię, daj nam
wejść do środka –powiedziała trochę oschle mając na uwadze obecność tej Giny. -
To jest Alex, mój..... -zawahała się – przyjaciel z pracy.
Marcus trochę nieprzyjaźnie
łypnął wzrokiem na jej towarzysza. Wprowadził ich do salonu i zawołał Ginę.
-Chciałbym wszystko wiedzieć
natychmiast, ale zdaję sobie sprawę, że jesteście pewnie głodni i zmęczeni.
Wprawdzie zjedli przed chwilą
tosty, ale nie można było powiedzieć, że
byli najedzeni.
-Gina, Gina ! Chodź tu!. Trzeba gościom
zrobić coś pysznego do jedzenie. Są po długiej podróży. Macie na coś
konkretnego ochotę?- Zwrócił się do nich- Gina to wspaniała gospodyni.
Jantar, aż gotowała się w środku. Jak on może tak
przy niej mówić o kobiecie, która zajęła jej miejsce w jego życiu?. Tak ją bezceremonialnie
wychwalać i jeszcze pewnie zastąpiła Aurorze matkę.
-Zaraz wszystko będzie
gotowe-zawołała z głębi domu Gina.
Co za brak wychowania.-pomyślała
Jantar- Nawet nie przyszła się przywitać? Skąd Marcus ją wytrzasnął!
W tym momencie trzasnęły drzwi
wejściowe. To Aurora wróciła ze szkoły
-Cześć tato, cześć Gina!
-krzyknęła z przedpokoju i już chciała pobiec do swojego pokoju, kiedy Marcus
zawołał ją do salonu.
-Chodź tu kochanie. Mamy gości.
Przywitaj się.
Aurora stanęła w drzwiach salonu.
Jantar poczuła dreszcz wzruszenia na plecach. Jej dziewczynka, zaraz ją
uściska.
-Mama?- wyjąkała zdumiona
dziewczyna. Jej wielkie oczy zrobiły się jeszcze większe ze zdumienia, ale w
tej samej chwili zdumienie ustąpiło miejsca wściekłości. - Jak mogłaś?. Zostawiłaś
nas. Po co tu wróciłaś? –obróciła się na pięcie i popędziła do swojego pokoju,
trzaskając głośno drzwiami.
Marcus był równie zdziwiony
zachowaniem córki jak i jej matka. Dopiero teraz zwrócił uwagę, że przez te 7
lat Jantar w ogóle się nie zmieniła. Wyglądała jakby rano wyszła z domu. Czas
nie wyrył na jej twarzy żadnego piętna. Jak to możliwe? On dorobił się całej
masy zmarszczek i siwych włosów.
Aurora znała ją ze zdjęć i taką ją teraz zobaczyła. Pewnie przeżyła szok.
-Przepraszam na chwilę. Muszę
porozmawiać
z córką. -Marcus wybiegł z
pokoju.
Alex odezwał się pierwszy raz
odkąd weszli do tego domu. –Ale z niego palant. Powinien był ją jakoś
przygotować na to spotkanie.
-Zamknij się, co ty o tym możesz
wiedzieć. Nigdy nie miałeś dziecka, ani nawet żony. - rozzłościła się Jantar.
W tym momencie do salonu
wkroczyła Gina, niosąc na tacy pachnące kiełbaski i jakieś inne pyszności.
-Proszę się częstować –rzuciła
przez ramię i wyszła.
Spojrzeli po sobie i roześmiali
się. Zabrali się do jedzenia, nalali sobie herbaty do filiżanek.
Jantar rozejrzała się po salonie,
urządzony był trochę w jej stylu. Były tu jej ulubione przedmioty z tamtego
domu, zdjęcia, na których uśmiechała się wesoło, jej ukochane pamiątki z wielu
podróży, które odbywali razem do wielu ciekawych miejsc na ziemi.
Marcusa ciągle nie było, wstała
porządnie najedzona, podeszła do okna wychodzącego na morze. Widok zapierał
dech w piersiach. Biały piasek obmywany przez delikatne morskie fale dawał
swoiste poczucie spokoju. Uwielbiała patrzeć godzinami na morze, nigdy się to
jej nie nudziło. Zamyśliła się. Zobaczyła tamtą plażę. Przypomniała sobie jak
po pierwszej ich wspólnej nocy Marcus oświadczył się jej. Wyszli na poranny
spacer po plaży, gdy nagle on uklęknął przed nią.
-Wiem, że mnie prawie nie znasz,
ale proszę cię wyjdź za mnie.
Była zdumiona, ale szczęśliwa.
Czuła to samo, co on. To zdawałoby się nieprawdopodobne, ale zakochali się w
sobie od pierwszego wejrzenia, choć ona przez pierwsze dni walczyła sama
z sobą. Doskonale pamiętała, po
co stanęła na jego drodze, a ukryty pod wanną dezintegrator przypominał
bezlitośnie o zadaniu, które miała wykonać. W tej chwili przestało to być
ważne. Chce spędzić z tym człowiekiem resztę życia. Nigdy nie wrócę na stację.
Przez pierwsze miesiące ich
małżeństwa była bardzo czujna, ale potem prawie zapomniała, że gdzieś istnieje
inny świat. Tylko czasem widok na czerwono zachodzącego słońca przypominał jej
o tym.
Dezintegrator zakopała na tyłach
domu
w ogrodzie pod wielkim kamieniem.
Była szczęśliwa i zakochana, a ich szczęście podwoiło się, kiedy zaszła w
ciążę.
Gdy na świat przyszła ich
córeczka Aurora, czuła się najszczęśliwszą istotą na ziemi. Marcus szalał z
radości.
Od momentu, gdy zaszła w ciążę
jakiś dziwny spokój zawładnął nią. Z chwilą przyjścia na świat Aurory ten
spokój jeszcze bardziej w niej narastał z każdym dniem życia ich córeczki.
Z rozmyślań wyrwało ją pytanie
Alexa.
-Ciekawe gdzie podziewa się nasz
gospodarz?
-Pytał ktoś o mnie? –Marcus
wyrósł za nimi jak spod ziemi. -Przepraszam, ale musiałem porozmawiać z naszą
córką. Dla niej to szok, zresztą dla mnie też. Mam nadzieję, że mi to jakoś wyjaśnisz
–zwrócił się do żony-Widzę, że Gina zajęła się wami.
-Trudno to tak nazwać, podała
posiłek i bez słowa opuściła salon. -Jantar rzuciła mu zimne spojrzenie.
- Zachowała się tak jak powinna,
a jak według ciebie powinna się zachować gosposia?
-Gosposia?
-A coś ty myślała, że to moja
żona?- roześmiał się –Wszak mam już jedna żonę, a o ile wiem bigamia jest
karalna. -Podszedł do niej i ucałował ją w policzek.
Twarz Jantar rozjaśniła się
uśmiechem. Rzuciła mu się na szyję i objęła mocno. Z jej oczu popłynęły łzy.
-Kochany mój. Czekałeś na, mnie.
-Wprawdzie straciłem już
nadzieję, ale ciągle liczyłem na cud i jak widać warto było.
Alex przyglądał się temu
wszystkiemu z boku niezbyt zadowolony z przebiegu wypadków. Liczył na to, że
Marcus jednak ponownie się ożenił. Wtedy łatwiej byłoby mu walczyć o odzyskanie
uczuć Jantar i jeszcze się okazało, że mają dziecko. To trochę komplikowało
sprawy.
No cóż, trzeba będzie włożyć w to
więcej wysiłku. Ale warto. Zresztą miał coś w zanadrzu. Swoją tajną broń,
której użyje w odpowiednim momencie.
Alex odsunął się od okna.
-To wy sobie pogruchajcie tu
gołąbki, a ja się rozejrzę po okolicy. Nigdy tu nie byłem. –wyszedł nie
czekając na ich reakcję. Miał do przemyślenia kilka spraw. Słońce właśnie zachodziło
purpurą. Zmierzał dokładnie w jego kierunku. Podszedł blisko, jak najbliżej,
wyciągnął rękę. Szufladka wysunęła się w jego kierunku, położył na niej dłoń i
wszedł do środka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz