Jantar z mojej wyobraźni.

Jantar z mojej wyobraźni.

wtorek, 20 sierpnia 2013

Jantar i Słońce . Rozdział pierwszy.


ROZDZIAŁ 1.

 Jantar szła drogą przez las. Słońce chyliło się nad horyzontem czerwieniąc się bezczelnie. Purpura tej gwiazdy była dla niej nie do zniesienia. Jednoznacznie kojarzyła się z tym, co przed chwilą zrobiła. Czuła przerażenie i strach, a  jednocześnie ulgę. Wreszcie uwolniła się od swojej potencjalnej ofiary, ale wiedziała, że będzie musiała za to zapłacić wysoką cenę.
Z daleka dziewczyna wyglądała pięknie, smukła, wysoka, jej czarne długie włosy związane               w koński ogon swobodnie falowały w rytm marszu. Ale gdyby przyjrzałoby się jej bliżej,  twarz miała umazaną sadzą, ręce brudne, ubranie         w nieładzie. Tylko włosy jakby nie należały do niej.

Szła prosto przed siebie z wysoko uniesioną głową. Świat wokół wyglądał przepięknie                w promieniach purpurowego słońca. Szła i szła,
a słońce zamiast pozostawać w tej samej odległości jakby zbliżało się do niej.

W końcu dotarła do słońca!

Jantar wyciągnęła przed siebie rękę.
Z purpurowej tarczy wysunęła się szufladka, na której dziewczyna położyła swoją dłoń. Słońce wpuściło ją do środka.
Wśród blasku, który ją nieco oślepiał zaczynała rozróżniać kształty. Ścieżka, którą podążała prowadziła ją do ogromnej sali. Naprzeciwko niej wybiegł młody, przystojny, jasnowłosy człowiek.
-Dziewczyno, gdzieś ty była? Jak ty wyglądasz? Martwiłem się o ciebie! -krzyczał Alex. - Wszyscy tu wychodzimy z siebie ze zmartwienia. Minęło tyle czasu-trząsł się jak galareta.
-Nie wyszło wszystko zgodnie z planem –wyjąkała Jantar.
Alexa zamurowało. Jak to, ona najlepsza agentka zawaliła sprawę? Nie mógł zrozumieć jak to możliwe.
Jantar minęła go i poszła prosto do swojej loży. Otworzyła drzwi, stanęła przed lustrem. Obraz, jaki zobaczyła przeraził ja lekko.
Postanowiła doprowadzić się do ładu za nim stanie przed radą.
-Zaraz jak to było? Mrugnąć prawym okiem raz, lewym trzy razy, czy odwrotnie? Dawniej nie miała takich problemów. Działała jak automat,     a teraz masz ci los! Zastanawia się. W końcu podjęła decyzję- raz lewym, trzy razy prawym-wykonać.
Z twarzy znikło zmęczenie, ubranie się oczyściło, ale było jej mało –włosy-pomyślała. Rude, niech będą krótkie i rude. Wykonać.
Spojrzenie w lustro przyniosło zadowolenie. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Była gotowa pójść i opowiedzieć wszystko.

Nagle usłyszała pukanie do drzwi. To był Alex. Zobaczyła go na wideofonie.
-Czego chcesz?- wrzasnęła-Nie widzisz, że jestem zmęczona!
-Jantar kochanie, nie krzycz. -Powiedział łagodnie- Wytłumacz mi spokojnie wszystko, proszę i otwórz te cholerne drzwi. Alex już nie brzmiał łagodnie.
Z trudem opanowała emocje, podeszła do drzwi
i nacisnęła przycisk zwalniający blokadę. Alex wszedł do środka, a raczej wpadł.
- Coś ty narobiła? Jak mogłaś spieprzyć taką prostą sprawę? – wrzeszczał. Twarz zrobiła mu się czerwona ze wzburzenia.
Dziewczyna patrzyła na niego ze zdumieniem. On –jej ukochany, na którym zawsze mogła polegać, nawet jej nie wysłuchał, a co będzie przed radą? Patrzyła na niego wielkimi jak grochy brązowymi oczami. Łzy same cisnęły jej się do oczu. Chciała się rozpłakać, ale nie mogła. Nie pokaże mu swojej słabości, tym bardziej przed tym, co ma mu do powiedzenia.
Nie tylko zawaliła zadanie, ale zrobiła coś znacznie gorszego, coś, co było zakazane dla jej gatunku-zakochała się w ziemianinie, zakochała się w swojej potencjalnej ofierze!
Nie była dumna z siebie. Wręcz przeciwnie, dręczyły ją wyrzuty sumienia i strach przed decyzją rady. Zostanie skazana za niewykonanie zadania i za złamanie kodeksu. Złamała zakaz kontaktu z tubylcami. Co ją czeka? Izolacja? Powrót na jej planetę? Więzienie? Wszystkie te myśli zagłuszały krzyki Alexa. Nawet nie poczuła, że szarpie ją z całych sił i wrzeszczy na nią.
-Powiedz wreszcie, co się stało!!!!!!!!! -Wyduś to z siebie!
Wyszarpnęła się z jego uścisku.
-Zostaw mnie w spokoju! Dowiesz się wszystkiego przed radą. Nie mam teraz siły rozmawiać! - wykrzyczała.
Alex stał dwa kroki przed nią, nie mniej zdziwiony niż ona przestraszona. Coś musiało się wydarzyć, dlaczego nie chce mu tego opowiedzieć. Przecież dotąd zwierzała mu się ze wszystkiego.
Nie mógł uwierzyć w taką nagłą odmianę ukochanej. Powoli odwrócił się i wyszedł z jej loży.
Jantar stała jak osłupiała wsłuchując się w odgłos oddalających się kroków Alexa. Rzuciła się na łóżko i zaczęła rozpaczliwie płakać. Łzy płynęły po jej bladych policzkach. Rozejrzała się po swojej loży, wszystko wyglądało tak samo,
a jednak tak wiele się w niej zmieniło.
Ich stacja umieszczona na tle słońca poruszała się zgodnie z rytmem ziemskiego dnia, dlatego nie była widoczna dla ludzi nawet, jeśli wnikliwie spoglądali w słońce.
Daleko miliony lat świetlnych stąd i w innym czasie znajdowała się jej rodzima planeta- Kromeria.
-Teraz będę wyrzutkiem. –pomyślała ze strachem. Tam została cała jej rodzina, choć pewnie już nikt z nich nie żył, ale tej myśli Jantar nie dopuściła do siebie. Choć ona sama miała już 438 lat na Kromerii, tutaj na stacji czas liczył się inaczej. Wyglądała najwyżej na 25 lat ziemskich.

Nawet nie zauważyła jak oczy same zamknęły się ze zmęczenia. Obudził ją dźwięk wideofonu
-Agentka Jantar proszona do sali głównej. -zabrzmiał głos z głośnika. Wiedziała,  że nadszedł jej czas. Teraz będzie musiała powiedzieć prawdę, wytłumaczyć swoje postępowanie
i wysłuchać wyroku rady.
Nie wiedziała, co ją czeka, jak zareagują na rewelacje, które ma im do przekazania.
Z trudem zwlokła się z łóżka, podeszła do lustra, zapuchnięte oczy od płaczu nie nadawały jej twarzy pewności siebie. Ale, od czego jej zdolności, które przekazała jej matka.
-Znowu to mruganie powiekami-nie lubiła tego, choć to bardzo przydatna umiejętność. Sekwencja mrugnięć i już wyglądała zupełnie inaczej. Zadbana, wypoczęta, . Z dumą spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Zafundowała sobie nową fryzurę-to zawsze poprawiało jej humor. Tym razem płomienno rude włosy stały się długie i lekko pofalowane, delikatny makijaż, schludny strój      i była gotowa.
Wyszła z loży, jedynego miejsca na tej stacji,
w którym zawsze czuła się dobrze i spokojnie podążyła wolnym krokiem w kierunku sali głównej.

Idąc powoli przez korytarz rozmyślała nad swoją przyszłością i przyszłością swojej planety, która tak nierozerwalnie związana była z Ziemią.
Po to zresztą przylecieli na Ziemię przed wieloma laty-, aby zapobiec degradacji Ziemi, która powodowała podobne skutki na Kromeri. Na początku nie mieli pojęcia, co dzieje się z ich planetą. Dlaczego nagle znikają miliony mieszkańców?!!! -Skąd biorą się nieznane im choroby dziesiątkujące miasta i całe kraje, dlaczego powietrze staje się zatrute, skąd biorą się nagłe zmiany klimatyczne prowadzące do kataklizmów o niewyobrażalnych  konsekwencjach.
Kromerianie mieli wysoko rozwinięta technologię, wiedzieli jak mądrze gospodarować swoją planetą. Sztaby naukowców latami pracowały nad wytłumaczeniem tych zjawisk. Dopiero pewien młody Kromerianin, który zresztą mieszkał z nią na stacji odkrył, że wszystkiemu winna jest ich siostrzana planeta Ziemia i postępowanie jej mieszkańców. Nie wiadomo, czemu wytworzyła się swoista więź między tymi dwoma planetami. Śmierć milionów ludzi podczas kolejnych wojen powodowała śmierć takiej samej liczby Kromerian, kataklizmy zabijające dziesiątki tysięcy Ziemian zabijały mieszkańców Kromeri.




















Brak komentarzy: