ROZDZIAŁ 1.
Jantar szła drogą przez las. Słońce chyliło
się nad horyzontem czerwieniąc się bezczelnie. Purpura tej gwiazdy była dla
niej nie do zniesienia. Jednoznacznie kojarzyła się z tym, co przed chwilą
zrobiła. Czuła przerażenie i strach, a
jednocześnie ulgę. Wreszcie uwolniła się od swojej potencjalnej ofiary,
ale wiedziała, że będzie musiała za to zapłacić wysoką cenę.
Z daleka dziewczyna wyglądała
pięknie, smukła, wysoka, jej czarne długie włosy związane w koński ogon swobodnie falowały
w rytm marszu. Ale gdyby przyjrzałoby się jej bliżej, twarz miała umazaną sadzą, ręce brudne,
ubranie w nieładzie. Tylko włosy
jakby nie należały do niej.
Szła prosto przed siebie z wysoko
uniesioną głową. Świat wokół wyglądał przepięknie w promieniach purpurowego
słońca. Szła i szła,
a słońce zamiast pozostawać w tej
samej odległości jakby zbliżało się do niej.
W końcu dotarła do słońca!
Jantar
wyciągnęła przed siebie rękę.
Z purpurowej tarczy wysunęła się
szufladka, na której dziewczyna położyła swoją dłoń. Słońce wpuściło ją do
środka.
Wśród blasku, który ją nieco
oślepiał zaczynała rozróżniać kształty. Ścieżka, którą podążała prowadziła ją
do ogromnej sali. Naprzeciwko niej wybiegł młody, przystojny, jasnowłosy
człowiek.
-Dziewczyno, gdzieś ty była? Jak
ty wyglądasz? Martwiłem się o ciebie! -krzyczał Alex. - Wszyscy tu wychodzimy z
siebie ze zmartwienia. Minęło tyle czasu-trząsł się jak galareta.
-Nie wyszło wszystko zgodnie z
planem –wyjąkała Jantar.
Alexa zamurowało. Jak to, ona
najlepsza agentka zawaliła sprawę? Nie mógł zrozumieć jak to możliwe.
Jantar minęła go i poszła prosto
do swojej loży. Otworzyła drzwi, stanęła przed lustrem. Obraz, jaki zobaczyła przeraził
ja lekko.
Postanowiła doprowadzić się do
ładu za nim stanie przed radą.
-Zaraz jak to było? Mrugnąć
prawym okiem raz, lewym trzy razy, czy odwrotnie? Dawniej nie miała takich
problemów. Działała jak automat, a
teraz masz ci los! Zastanawia się. W końcu podjęła decyzję- raz lewym, trzy
razy prawym-wykonać.
Z twarzy znikło zmęczenie,
ubranie się oczyściło, ale było jej mało –włosy-pomyślała. Rude, niech będą
krótkie i rude. Wykonać.
Spojrzenie w lustro przyniosło
zadowolenie. Uśmiech pojawił się na jej twarzy. Była gotowa pójść i opowiedzieć
wszystko.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
To był Alex. Zobaczyła go na wideofonie.
-Czego chcesz?- wrzasnęła-Nie
widzisz, że jestem zmęczona!
-Jantar kochanie, nie krzycz.
-Powiedział łagodnie- Wytłumacz mi spokojnie wszystko, proszę i otwórz te
cholerne drzwi. Alex już nie brzmiał łagodnie.
Z trudem opanowała emocje,
podeszła do drzwi
i nacisnęła przycisk zwalniający
blokadę. Alex wszedł do środka, a raczej wpadł.
- Coś ty narobiła? Jak mogłaś spieprzyć
taką prostą sprawę? – wrzeszczał. Twarz zrobiła mu się czerwona ze wzburzenia.
Dziewczyna patrzyła na niego ze
zdumieniem. On –jej ukochany, na którym zawsze mogła polegać, nawet jej nie
wysłuchał, a co będzie przed radą? Patrzyła na niego wielkimi jak grochy brązowymi
oczami. Łzy same cisnęły jej się do oczu. Chciała się rozpłakać, ale nie mogła.
Nie pokaże mu swojej słabości, tym bardziej przed tym, co ma mu do powiedzenia.
Nie tylko zawaliła zadanie, ale
zrobiła coś znacznie gorszego, coś, co było zakazane dla jej gatunku-zakochała
się w ziemianinie, zakochała się w swojej potencjalnej ofierze!
Nie była dumna z siebie. Wręcz
przeciwnie, dręczyły ją wyrzuty sumienia i strach przed decyzją rady. Zostanie
skazana za niewykonanie zadania i za złamanie kodeksu. Złamała zakaz kontaktu z
tubylcami. Co ją czeka? Izolacja? Powrót na jej planetę? Więzienie? Wszystkie
te myśli zagłuszały krzyki Alexa. Nawet nie poczuła, że szarpie ją z całych sił
i wrzeszczy na nią.
-Powiedz wreszcie, co się
stało!!!!!!!!! -Wyduś to z siebie!
Wyszarpnęła się z jego uścisku.
-Zostaw mnie w spokoju! Dowiesz
się wszystkiego przed radą. Nie mam teraz siły rozmawiać! - wykrzyczała.
Alex stał dwa kroki przed nią,
nie mniej zdziwiony niż ona przestraszona. Coś musiało się wydarzyć, dlaczego
nie chce mu tego opowiedzieć. Przecież dotąd zwierzała mu się ze wszystkiego.
Nie mógł uwierzyć w taką nagłą
odmianę ukochanej. Powoli odwrócił się i wyszedł z jej loży.
Jantar stała jak osłupiała
wsłuchując się w odgłos oddalających się kroków Alexa. Rzuciła się na łóżko i
zaczęła rozpaczliwie płakać. Łzy płynęły po jej bladych policzkach. Rozejrzała
się po swojej loży, wszystko wyglądało tak samo,
a jednak tak wiele się w niej zmieniło.
a jednak tak wiele się w niej zmieniło.
Ich stacja umieszczona na tle
słońca poruszała się zgodnie z rytmem ziemskiego dnia, dlatego nie była
widoczna dla ludzi nawet, jeśli wnikliwie spoglądali w słońce.
Daleko miliony lat świetlnych
stąd i w innym czasie znajdowała się jej rodzima planeta- Kromeria.
-Teraz będę wyrzutkiem.
–pomyślała ze strachem. Tam została cała jej rodzina, choć pewnie już nikt z
nich nie żył, ale tej myśli Jantar nie dopuściła do siebie. Choć ona sama miała
już 438 lat na Kromerii, tutaj na stacji czas liczył się inaczej. Wyglądała
najwyżej na 25 lat ziemskich.
Nawet nie zauważyła jak oczy same
zamknęły się ze zmęczenia. Obudził ją dźwięk wideofonu
-Agentka Jantar proszona do sali
głównej. -zabrzmiał głos z głośnika. Wiedziała,
że nadszedł jej czas. Teraz będzie musiała powiedzieć prawdę,
wytłumaczyć swoje postępowanie
i wysłuchać wyroku rady.
Nie wiedziała, co ją czeka, jak
zareagują na rewelacje, które ma im do przekazania.
Z trudem zwlokła się z łóżka,
podeszła do lustra, zapuchnięte oczy od płaczu nie nadawały jej twarzy pewności
siebie. Ale, od czego jej zdolności, które przekazała jej matka.
-Znowu to mruganie powiekami-nie
lubiła tego, choć to bardzo przydatna umiejętność. Sekwencja mrugnięć i już
wyglądała zupełnie inaczej. Zadbana, wypoczęta, . Z dumą spojrzała na swoje
odbicie w lustrze. Zafundowała sobie nową fryzurę-to zawsze poprawiało jej
humor. Tym razem płomienno rude włosy stały się długie i lekko pofalowane,
delikatny makijaż, schludny strój i
była gotowa.
Wyszła z loży, jedynego miejsca
na tej stacji,
w którym zawsze czuła się dobrze
i spokojnie podążyła wolnym krokiem w kierunku sali głównej.
Idąc powoli przez korytarz
rozmyślała nad swoją przyszłością i przyszłością swojej planety, która tak
nierozerwalnie związana była z Ziemią.
Po to zresztą przylecieli na Ziemię przed wieloma laty-,
aby zapobiec degradacji Ziemi, która powodowała podobne skutki na Kromeri. Na początku
nie mieli pojęcia, co dzieje się z ich planetą. Dlaczego nagle znikają miliony
mieszkańców?!!! -Skąd biorą się nieznane im choroby dziesiątkujące miasta i
całe kraje, dlaczego powietrze staje się zatrute, skąd biorą się nagłe zmiany
klimatyczne prowadzące do kataklizmów o niewyobrażalnych konsekwencjach.
Kromerianie mieli wysoko rozwinięta technologię, wiedzieli
jak mądrze gospodarować swoją planetą. Sztaby naukowców latami pracowały nad
wytłumaczeniem tych zjawisk. Dopiero pewien młody Kromerianin, który zresztą
mieszkał z nią na stacji odkrył, że wszystkiemu winna jest ich siostrzana
planeta Ziemia i postępowanie jej mieszkańców. Nie wiadomo, czemu wytworzyła
się swoista więź między tymi dwoma planetami. Śmierć milionów ludzi podczas
kolejnych wojen powodowała śmierć takiej samej liczby Kromerian, kataklizmy
zabijające dziesiątki tysięcy Ziemian zabijały mieszkańców Kromeri.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz