ROZDZIAŁ 3.
Żołnierze wywlekli je dość brutalnie z ich
schronienia w czołgu. Zapakowali w hermetyczne kombinezony uniemożliwiające
ucieczkę, swobodne poruszanie się i możliwość jakiejkolwiek komunikacji.
Jantar z wyrzutami sumienia
spoglądała na bogu ducha winną Miriam, którą popychali obok niej. Przecież ona
chciała tylko pomóc. Musi stanąć w
jej obronie. To jest niesprawiedliwe!
Wepchnęli je do sali więziennej
informując, że niebawem zostaną postawione przed radą i osądzone. Zdjęto im
kombinezony, co obie panie przyjęły z ulgą. Było to wysoce nie komfortowe
ubranko. Uwolnione ze swoistych kajdan, usiadły na łóżkach, patrzyły na siebie
nieco bezradnie. Miriam, niższa od Jantar, ale równie zgrabna o długich,
jasnych włosach wyglądała bardzo atrakcyjnie, mimo zmęczenia i stresu, który jej zafundowała. Położyła
się na podłodze. Patrząc w sufit długo milczała.
-I, co teraz będzie? Boję się!
-rozpłakała się gwałtownie.
Jantar nie wiedziała, co
powiedzieć. Po co ją w to wplątała?
-Opowiedz mi wszystko, proszę –
powiedziała prawie szeptem Miriam, łykając łzy.
-Dobrze, ale wstań z podłogi.
Jeszcze się rozchorujesz. -uśmiechnęła się niemrawo. Przed oczami stanął jej
Marcus i Alex. Jak różni od siebie,
a jednak obaj jej bliscy? Alex od lat był jej partnerem? Tu na stacji.
Marcus stał się dla niej kimś wyjątkowym. Te kilka lat spędzonych z nim nie
potrafiła do niczego porównać. Obdarzył ją tak wyjątkowym uczuciem, że postawiła
wszystko na jedną kartę. Niczego nie żałowała. To było najlepsze, co mogło jej
się trafić w jej beznamiętnym życiu, które polegało na likwidacji ludzi wyznaczonych
przez radę, ludzi, którzy mieli zły wpływ na życie na Ziemi i Kromeri.
Zaczęła powątpiewać w słuszność
decyzji rady. Dlaczego nie zajmą się odnalezieniem powiązania tych dwóch planet
i zlikwidowaniem go, tylko likwidują ludzi, którzy tworzą historię Ziemi,
nieświadomie wpływając na losy innej planety, o której nie mają zielonego
pojęcia?
-Jantar- z zamyślenia wyrwał ją
głos towarzyszki z sali więziennej- Miałaś mi wszystko opowiedzieć. -mówiła z
lekką pretensją w głosie Miriam.
-Już, już. Zamyśliłam się.
Pamiętasz jak wysyłano mnie na ostatnią misję?
Miriam kiwnęła głową.
-Wysłano mnie abym zlikwidowała
niejakiego Marcusa Deco. Nie wiem, co ten facet zawinił, ale zadanie było
jednoznaczne. Zlikwidować, nie zostawić śladów i wrócić. Miało to na pewno
związek z ostatnimi wydarzeniami na Kromeri- powodzie, tsunami, trzęsienia
ziemi, kataklizmy, które pochłonęły miliony ofiar. Życie na naszej planecie
było zagrożone i podobno, od życia tego
Ziemianina zależało czy Kromeria przetrwa.
-Miriam słuchała z zaciekawieniem.
-Wyruszyłam na Ziemię jak zwykle;
znałam zadanie, obiekt, miejsce pobytu. Sprawa była prosta. Okazało się
niestety, że nie tak prosta jakby się wydawało.
Spotkałam cel na plaży. Stał
oparty o barierkę, zapatrzony gdzieś daleko przed siebie. Wiatr rozwiewał mu
włosy, a słońce pieściło jego opaloną twarz. Coś dziwnego było w jego postaci.
Szłam plażą uważnie go obserwując, a on
zdawał się być dziwnie nieobecny, zamyślony.
Wtedy spojrzał na mnie swoimi
niesamowicie niebieskimi oczami. I w tym momencie coś się wydarzyło.
Zapomniałam o całym świecie. Zapomniałam, po co się tam znalazłam, co miałam zrobić.
Nagle ruszył w moją stronę, wyciągając przed siebie zaciśniętą pięść.
-Witaj moja piękna! - odezwał się
aksamitnym, miękkim głosem.
Stanęłam jak zamurowana,
zastanawiając się, dlaczego odezwał się właśnie do mnie. Spojrzałam na jego
wyciągniętą w moim kierunku dłoń. Rozchylił pieść i na otwartej dłoni zauważyłam
coś maleńkiego i ślicznego.
-To dla ciebie, piękna pani. -
podał mi maleńką muszelkę. Sięgnęłam po nią sama się sobie dziwiąc, dlaczego to
robię. Patrzyłam na twarz człowieka, którego miałam zabić. Patrzyłam w jego piękne jak dwie gwiazdy
oczy. Pewnie miałam głupią minę, bo nagle zapytał.
-Czy coś się stało?- uśmiechnął się szeroko.
-Nic takiego, tylko zastanawiam
się, kim jesteś – skłamałam – i czego ode mnie chcesz?
-Tylko mi nie uciekaj!
-powiedział niemal błagalnym tonem Marcus. Spojrzał na mnie tak jakoś dziwnie i
uśmiechnął się. Utonęłam w jego oczach i w tym jego rozbrajającym uśmiechu.
-Czy mogłabyś mi powiedzieć jak
cię zwą, moja pani?- zapytał, a jego oczy błyszczały jak gwiazdy na granatowym
niebie.
Sama nie wiem, dlaczego nie byłam
w stanie wykrztusić ani słowa, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam biec jak szalona przed
siebie ściskając w dłoni muszelkę jak najcudowniejszy dar. Krzyczał coś za mną,
wołał żebym się zatrzymała, a ja biegłam nie widząc nic dookoła.
W tym momencie rozległ się trzask
otwieranych drzwi. Jantar i Miriam spojrzały przerażone na siebie. Wiedziały,
co to znaczy. Przyszli po nie.
-Agentki proszę z nami!- odezwał
się surowym głosem jeden ze strażników.
Wstały i pokornie opuściły salę
więzienną. Prowadzono je długim korytarzem prosto do sali głównej. Tą drogę
Jantar pokonywała już wielokrotnie, ale sama, a teraz szła obok niej przyjaciółka
i to ona , Jantar była za to odpowiedzialna.
Weszły do ogromnej sali. Wszystko
wyglądało jak poprzednim razem. Wielki stół, za którym siedzieli członkowie
rady, ale na środku stały tym razem dwa krzesła oświetlone jaskrawym światłem
laserów.
-Witamy agentko Jantar i agentko
Miriam!- odezwał się przewodniczący surowym tonem - Proszę zająć miejsca.
-Rada podjęła decyzję –ciągnął
dalej – Zostaniecie osądzone i ukarane. Agentka Jantar za załamanie dwóch
punktów kodeksu; niewykonanie zadania i podjęcie intymnego kontaktu z człowiekiem
zostaje skazana na 150 lat więzienia na Kromeri bez prawa powrotu na Ziemię.
Zimny pot oblał ją, aż zaczęła się obawiać, czy znowu nie
zemdleje. Nawet jej nie wysłuchali.
-Agentka Miriam za pomoc w
ucieczce więźniowi i ukrywanie się wbrew zaleceniom zostaje skazana na trzy
lata izolacji na stacji w specjalnie do
tego przeznaczonym pomieszczeniu. Po odbyciu kary będziesz mogła Miriam wrócić
do pracy – powiedział jakby łagodniej przewodniczący.
-Czy macie coś do powiedzenia?
Jantar była tak zaszokowana, że
nie była w stanie wydusić z siebie ani słowa, wiedziała, że jest winna, ale sądziła,
że dadzą się jej wytłumaczyć .
I ten wyrok –Bez prawa powrotu na
Ziemie- brzmiało jej nieznośnie w uszach -Bez prawa powrotu na Ziemie... Bez
prawa powrotu na Ziemie... I co ona teraz zrobi, przecież Marcus nawet nie wie,
co się z nią stało. Wyszła z ich wspólnego domu, kiedy on jeszcze spał. Nie
zostawiła mu żadnej wiadomości.
Przewodniczący spoglądał na nią z
oczekiwaniem i nadzieją w oczach, że powie coś, co będzie w stanie zmienić ten okrutny wyrok,
ale ona uparcie milczała.
-Agentko Jantar...
-Agentko Miriam...
Obie milczały jak zaklęte.
-Zatem proszę wyprowadzić skazane
i przystąpić do natychmiastowego wykonania wyroku- zagrzmiał surowo
przewodniczący.
Spojrzały na siebie smutno zdając
sobie sprawę
z tego, że się już prawdopodobnie
nigdy nie zobaczą.
-Żegnaj Miriam i przepraszam. -
wyszeptała Jantar ze łzami w oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz